Colorfly C200

Firma Colorlfy od lat jest znana ze swoich topowych przenośnych odtwarzaczy muzycznych. Model C4 jest już legendą w kwestii jakości dźwięku, a nowszy C10 niewiele mu ustępuje. Jednak oba cierpią na problemy natury użytkowej, które wynikają z ich dużych gabarytów (szczególnie C4) oraz niedopracowanego oprogramowania. Teraz jednak nadszedł ich młodszy brat, czyli Colorfly C200. Jest on nie tylko znacznie mniejszy, ale i tańszy. Z ceną na poziomie 1.249,00 zł atakuje średnią półkę DAPów.

Czy jest to atak udany? Mieliśmy okazję się o tym przekonać dzięki uprzejmości firmy Audeos.

 

Odtwarzacz dotarł do nas w zgrabnym kartonowym opakowaniu, na którym umieszczono nazwę modelu, jego grafikę oraz informacje techniczne. W środku znajdziemy samego C200, kabel USB do jego ładowania i przesyłu plików, folię ochronną na ekran oraz kartę gwarancyjną i sporą instrukcję obsługi. Czyli wszystko co potrzebne by zacząć naszą przygodę. No, prawie wszystko, gdyż ten Colorfly nie udostępnia pamięci wewnętrznej dla użytkownika, więc wymagany jest zapis muzyki na karcie pamięci.

Specyfikacja techniczna C200:

  • Główny Chip: JZ4760
  • DAC: ESS modyfikowany przez Colorfly
  • SNR: 109 dB
  • THD: 0.0012%
  • Próbkowanie: 32 Bit, 192 kHz
  • Jitter: <5 ps
  • Tryb dekodowania: sprzętowy
  • Slot kart SD/TF: Do 64GB
  • USB: Micro USB 2.0
  • Wyjścia: Liniowe, słuchawkowe
  • Obsługiwane formaty: DSD, DFF, FLAC, APE, WAV, CUE, MP3
  • Czas działania na baterii: 8 godzin (na maksymalnej jasności i umiarkowanej głośności)
  • Bateria: 3,7V 3400 mA
  • Wymiary: 64 x 110 x 19 mm
  • Waga: 160 g
  • Materiał korpusu: aluminium + materiał skóropodobny (tył)

 

Wykonanie:

Na pierwszy rzut oka obudowa wygląda dziwnie. Ukośne ścianki boczne, spora grubość i mocno wystające przyciski regulujące głośność sprawiają wrażenie niewygodnych. Jednak już w pierwszych sekundach w ręce czuć, że ktoś sporo nad tym myślał i dobre pomysły wprowadził w życie. Wszystkie klawisze znajdują się w zasięgu kciuka, kształt rombu poprawia chwyt, a skóropodobny tył stabilizuje urządzenie i zapobiega jego wyślizgiwaniu się z ręki. Dodatkowo krzywizna prawej ścianki chroni przyciski głośności ich przed przypadkowym wciśnięciem. Jest to jednak konstrukcja przeznaczona głównie dla osób praworęcznych. Leworęczni też sobie poradzą, jednak gdy ktoś ma krótsze kciuki, to będzie zmuszony wspomagać się drugą ręką. Dla większości osób największym problemem będzie jednak coś innego: prawy dolny róg C200 przy dłuższym trzymaniu odtwarzacza w dłoni zaczyna w nią uwierać.

4

Materiały z których go wykonano są dobrej jakości, a spasowanie poszczególnych elementów nie pozostawia wiele do życzenia. Całość sprawia przyjemne, wręcz ciepłe wrażenie. Jest to zasługa dobrze dobranej kolorystyki, stylistyki w lekkim stylu vintage i ciągle wyczuwalnej w dłoni pseudoskórze pokrywającej plecy C200.

Większą część frontu zajmuje ekran. Jest on wystarczająco duży by wyświetlane informacje były w pełni czytelne, choć mógłby być nieco lepiej widoczny w świetle słonecznym. Kąty widzenia również nie należą do najlepszych, ale trudno mi sobie wyobrazić sytuację, gdy przeglądamy pliki trzymając odtwarzacz gdzieś z boku, żeby utrudnić sobie życie. Tu po prostu coś lepszego byłoby przerostem formy nad treścią.

Pod ekranem znajdują się dwa bloki przycisków: po lewo sterowanie, gdzie przycisk play/pauza odpowiada również za akceptację poszczególnych pozycji w menu oraz za uruchamianie i wyłączanie odtwarzacza (przy jego dłuższym przytrzymaniu); po prawo umieszczono przycisk odpowiedzialny za wywoływanie menu i dodawania wybranych utworów na listę ulubionych oraz pod nim drugi, służący do cofania. Nie ma problemów z niestabilnie działającymi przełącznikami, zbędnymi luzami (choć Menu i Wstecz trochę grzechoczą przy potrząsaniu odtwarzaczem) czy ich niezrozumiałym układzie. Tu wystarczy chwila by się przyzwyczaić do obsługi.

Na lewej krawędzi, pomiędzy przyciskami a ekranem, jest dioda informująca o pracy C200. Tak podświetlona krzywizna prowadzona z frontu na lewy bok prezentuje się ciekawie i nowocześnie, choć nie jestem pewien czy wybór koloru wpadającego w róż, to był optymalny pomysł. Jednak większość z nas nawykła do standardowej trójki: czerwień, zieleń lub niebieski.

Z kolei prawa strona została przeznaczona tylko na przyciski zmiany głośności oraz miejsce do podczepienia smyczy. Tego ostatniego już od dawna nigdzie nie spotkałem, ale widać wśród potencjalnych klientów była taka potrzeba.

7

Co może rozczarować część osób, to umiejscowienie gniazda słuchawkowego – razem z wyjściem line-out w standardzie 3,5mm, zostało umieszczone na górnej krawędzi obudowy. Czy faktycznie jest to kłopotliwe jak niektórzy mówią? Osobiście nie widzę problemu, a bliźniacze rozwiązania w swoich DAPach stosują HiSoundAudio, Fiio, Astell&Kern czy choćby samo Colorfly w modelu C10, więc jest to jakiś standard.

5

Gdy przejdziemy na dolną krawędź odtwarzacza, znajdziemy tam port micro-USB, jeden slot na kartę pamięci oraz przycisk do resetowania oprogramowania, który na szczęście okazał się zupełnie nieprzydatny w trakcie testów, tak więc jest niemal identycznie jak w przypadku wspomnianego C10. Karty wchodzą gładko, nie wystają, nie wymagają długich paznokci do ich wyciągnięcia. Szkoda tylko, że producent nie umieścił drugiego slotu. W końcu takie udogodnienia znajdziemy nawet w xDuoo X3, które jest niemal trzykrotnie tańsze.

6

 

Użytkowanie:

Pomijając pierwsze uruchomienie, które chwilę trwa, C200 jest gotowy do użytkowania po około 15 sekundach od przytrzymania przycisku Power. Każdorazowo wita nas główny katalog karty pamięci, gdyż odtwarzacz nie zapamiętuje miejsca, w którym skończyliśmy słuchać, co jest jedną z kilku wskazówek, że otrzymaliśmy lekko zmienione oprogramowanie od C10. Sam układ folderów jest czytelny, z wyglądu może się kojarzyć programem Rockbox. Poruszanie się po nim jest banalnie proste: kliknięcie przycisku kierunku przenosi nas na następną pozycję, a jego przytrzymanie na kolejną stronę listy. Gdy chcemy przestawić coś w opcjach, przyciskamy chwilę klawisz Menu i już mamy wszystko dostępne. Z najciekawszych rzeczy jakie tam znajdziemy: zmiana języka (polskiego niestety brak), zmiana gainu (niski dla mało wymagających słuchawek, wysoki dla trochę cięższych w wysterowaniu), ustawienie trybu odtwarzania (ciągle, powtarzanie wybranej piosenki lub całej płyty, odtwarzanie losowe) czy blokada głośności przy wyłączonym ekranie.

Co poprawiono w stosunku do starszego brata, to segregacja folderów. C10 albumy na karcie microSD układa według daty ich wgrania do pamięci (co jest bardzo typowe w chińskich odtwarzaczach), natomiast C200 robi to alfabetycznie, czyli w sposób zachodni. Oczywiście obsługi tagów brak i służą one tylko do wyświetlania informacji o utworach.

Jako że obecnie mamy pierwszą wersję oprogramowania, to mamy kilka odczuwalnych błędów nad wyeliminowaniem których obecnie Colorfly pracuje:

  • w trakcie uruchamiania kolejnych plików, ucinany jest początek każdej piosenki, przez co tracimy niespełna sekundę w każdym utworze. Zazwyczaj jest to niezauważalne, gdyż większość z nich i tak na początku ma ciszę, ale np. przy nagraniach koncertowych już tak dobrze nie jest.

  • obsługa plików CUE jest obecna, ale równie bezużyteczna jak w C10, ze względu na to, DAP źle interpretuje czas przejścia zapisany w CUE,

  • jest możliwość odtwarzania formatu OGG, czym producent się nie chwali, jednak wymaga to dopracowania, gdyż pomiędzy utworami występują długie przerwy (około 7 sekund),

  • zapowiadana funkcja USB-DAC jeszcze nie jest dostępna.

 

Z rzeczy użytkowych, na które warto jeszcze zwrócić uwagę, jest delikatny stały szum elektroniki oraz odgłos załączającego się wzmacniacza przy przejściu pomiędzy utworami. Nie są to jednak męczące poziomy i potrafią przeszkadzać tylko przy bardzo czułych słuchawkach, na których cicho słuchamy muzyki. Np. konkurencyjne xDuoo X3 czy Shozy Alien są znacznie bardziej dokuczliwe pod tym względem.

Przydatnym rozwiązaniem jest możliwość sterowania głośnością w trybie line-out. Ułatwia to obsługę w momencie spięcia C200 z zewnętrznym ampem słuchawkowym.

 

Odsłuch:

Czas na najważniejsze, czyli odsłuch C200. Stanął on w bezpośrednie szranki z Colorfly C10, Shozy Alienem oraz xDuoo X3.

Słuchawki jakie pomogły w teście: MEE Audio P1, Custom Art Pro330v2, Campfire Audio Jupiter, hybryda Philipsów SHL5905 z MEE AF62, a dla sprawdzenia jak C200 sobie radzi z czymś trudniejszym do wysterowania: DT-R10 v2 oparte na zmodyfikowanych Beyerdynamikach DT-770 250ohm.

 

Wyższe modele Colorfly są cenione za muzykalność oraz czarowanie średnicą, więc i tu mogliśmy się tego spodziewać, szczególnie że producent celował w fanów muzyki pop, uwydatniając tony średnie, ze szczególnym wskazaniem na wokale. Budziło to moje obawy, czy nie posunięto się trochę za daleko, ale już pierwsze chwile ze słuchawkami w pełny je rozwiały.

 

Bas jest mocny, dynamiczny i sprężysty, czuć w nim dużą siłę. Jest zadziorny, ale przy tym nie ma tendencji do nadmiernej dominacji nad pozostałymi pasmami. Jeżeli ktoś szuka dołu o relaksującym charakterze, mniejszego odpowiednika C10, to jednak nie tędy droga. C200 oferuje dźwięk bardziej angażujący, choć technicznie nieco słabszy, uboższy o część detali. Jednak zdecydowanie może się podobać jego uniwersalne brzmienie, gdyż radzi sobie dobrze zarówno z kontrabasem w muzyce klasycznej, ze stopą perkusji w metalu czy nisko schodzącymi bitami w elektronice. Główny akcent leży na mid-basie, ociepla lekko brzmienie, pobudza do tupania w rytm melodii, choć odbywa się to nieco kosztem wyrafinowania brzmienia, co obnaża i wyższy model producenta i tym bardziej Shozy Alien. Odnosząc go jednak do xDuoo X3, otrzymujemy brzmienie bardziej dynamiczne, nasycone i po prostu prawdziwsze.

 

Tony średnie są ocieplone, sprężyste i przyjemnie osadzone na basie. Jest w nich dużo naturalności, ale jednak w stronę dźwięku muzykalnego, lekko podbarwionego, dzięki czemu są łatwe w odbiorze. To właśnie tu odtwarzacze Colorfly zwykły najbardziej czarować i nie inaczej jest tym razem. Poszczególne instrumenty są pełne i gładkie, choć porównując do Aliena, czasami można mieć wrażenie nieco zbyt długiego ich wybrzmiewania, co delikatnie obniża dynamikę nagrań. C200 wygładza też sybilanty, w sposób podobny do Fiio X5, czyli raczej bezinwazyjnie dla pozostałych składowych dźwięku – nie uświadczymy tu efektu zamulenia.

Wokale, to miód na uszy, jednak innego gatunku niż w C10. Połączenie odrobiny ciepła z dużym nasyceniem i ograniczeniem sybilantów sprawia, że chce się ich słuchać godzinami. Są one intymne, ale i swobodne. I choć zazwyczaj lubię ponarzekać, że jak męskie głosy wypadają dobrze, to pojawiają się problemy przy kobiecych i odwrotnie, tak tutaj całość jest spójna i przekonywująca.

 

Sopran jest gładki i czytelny, choć lekko schowany za pozostałymi pasmami. Za to nie uświadczymy tu cyfrowego nalotu znanego z odtwarzaczy Fiio czy xDuoo, dzięki czemu tony wysokie nie męczą swoją obecnością. Przydałoby się jednak nieco więcej blasku, gdyż skrzypce czy talerze perkusji wydają się nieco zbyt przygaszone mimo swojej naturalnej barwy. Wśród odtwarzaczy, które mam pod ręką, to właśnie tu otrzymujemy najmniej błyszczące soprany, choć w porównaniu z xDuoo X3 zyskują one na prawdziwości przekazu, co je w pewnym sensie równoważy. Pozostałej dwójce jednak wyraźnie ustępują.

 

Scena nie jest nadzwyczaj duża, ale za to została dobrze poukładana. I choć pod względem szerokości jest ona co najmniej zadowalająca, to przydałoby się więcej głębi. Jednak poszczególne plany nie zlewają się ze sobą, a między instrumentami jest wyczuwalne powietrze, dzięki czemu nie mamy poczucia grania w środku głowy lub w jednej płaszczyźnie.

Szczegółowość stoi na dobrym poziomie, choć część informacji niejako ukrywa się pod płaszczykiem lekkiego spadku na obu krańcach pasm oraz za lekkim ociepleniem dźwięku. Nie znaczy to jednak, że ich nie ma, po prostu wychodzą dopiero gdy się skupimy na muzyce. Co prawda część mikrodetali ucieka nam w porównaniu do droższych konkurentów, ale jak na swoją cenę, jest to bardzo solidne granie.

 

Podsumowanie:

Patrząc całościowo, można napisać, że jest bardzo dobrze brzmiący odtwarzacz w swojej cenie. Łatwy w odbiorze, dynamiczny, starający się trzymać naturalnej barwy instrumentów (choć ze wskazaniem w stronę ciepła). Potrafi czarować dźwiękiem, ale nigdy nie przesadza pod tym względem. Nie tworzy też problemów synergicznych ze słuchawkami i pod tym względem wypada wyraźnie lepiej od Colorfly C10. Dźwiękowo natomiast stanowi zauważalny krok do przodu w porównaniu do xDuoo X3 czy Fiio X3k, chyba że ktoś woli nieco bardziej syntetyczne granie. Dodatkowo C200 jest łatwy w obsłudze, solidnie wykonany, przemyślany pod względem ergonomii i rozsądnie wyceniony.

 

Gdybym miał mu szukać bezpośredniego konkurenta, to bym postawił na Fiio X5. Gdy w C200 zostanie uruchomiony DAC USB i zostaną poprawione błędy z pierwszej wersji oprogramowania, to odtwarzacz Colorfly będzie chyba ciekawszą opcją pod każdym względem. Jest mniejszy, gra żwawiej i w sposób bardziej naturalny.

A Shozy Alien? Cóż, on jest i tańszy od nowości Colorfly i gra lepiej praktycznie w każdym aspekcie. Tylko nie do końca są to konkurenci – Alien ma na tyle dużo wad użytkowych, że wiele osób nawet go nie rozważa w aspekcie ewentualnego zakupu.

 

W kwestii doboru słuchawek, jak wspomniałem wyżej, nie ma problemów synergicznych. O ile barwa innego DAPa może się bardziej podobać, to w przypadku C200 co nie podłączymy, to gra przynajmniej dobrze. Problemy były tylko w przypadku DT-R10 v2, tu przetworniki o impedancji 250ohm były jednak zbyt wymagające dla tak małego odtwarzacza. Jeśli więc szykujemy go pod domowe słuchawki, to nieodzowny będzie zewnętrzny wzmacniacz.

 

Oczywiście nie jest to urządzenie idealne, przydałby się choćby drugi slot na kartę pamięci, a oprogramowanie wyraźnie cierpi na choroby wieku dziecięcego. Jednak na szczęście większości wad można zlikwidować za pomocą poprawy systemu, nad którą już producent pracuje. Szkoda tylko, że Colorfly pospieszył się z premierą C200 i nie poczekał na dopracowany firmware. Wtedy wybór najlepszego odtwarzacza w okolicach tysiąca złotych byłby znacznie prostszy…

 

Za użyczenie odtwarzacza do testów, Muzostajnia serdecznie dziękuje sklepowi

Audeos

8 uwag do wpisu “Colorfly C200

  1. „Materiały z których go wykonano są dobrej jakości, a spasowanie poszczególnych elementów nie pozostawia wiele do życzenia.” To w końcu jak – dobre czy złe, bo z tego zdania nie wynika. Poza tym recenzja spoko, zacny maluch.

    Polubienie

    1. Hmm… Dla mnie przekaz wydaje się oczywisty – użyto dobrych materiałów, które zostały ze sobą dobrze spasowane. Nie idealnie, o czym wspominam przy przyciskach, ale jednak dobrze.

      Polubione przez 1 osoba

  2. Do Grado SR60E lepszy będzie ten Colorfly czy Fiio X5. Poczuję jakiś znaczący przyrost jakości dźwięku po przesiadce z ipoda Touch 4g?

    Polubienie

    1. Nie potrafię na to odpowiedzieć. Oba odtwarzacze dadzą przyrost jakości (czy znaczny, kwestia subiektywna), ale który lepszy, to by trzeba było je bezpośrednio porównać na Grado.

      Polubienie

  3. Świetna recenzja!
    Rozważam zakup jednego z trzech odtwarzaczy: recenzowany powyżej Colorfly C200, HiFiMan HM-700 oraz Cowon iAudio X5. Czy według autora, sprzęty te są wyrównane jeśli chodzi o jakość brzmienia, czy jednak któryś wybija się nad pozostałe / odstaje od pozostałych?

    Polubienie

    1. Niestety HiFiMana i Cowona nie znam, jednak do rywalizacji bym jeszcze dołożył xDuoo X10.
      W okolicach tysiąca złotych, widzę walkę właśnie pomiędzy C200 i X10.

      Polubienie

Dodaj komentarz