MEE Pinnacle P1

MEE Pinnacle P1

Jakiś czas temu, przy okazji recenzji MEE M7P, napisałem, że MEE audio jest jedną z najbardziej zapracowanych firm działających na rynku słuchawkowym. Nie minął miesiąc i w moje ręce trafiła kolejna nowość, ich flagowy model dokanałowy – Pinnacle P1.

Jest to konstrukcja wyposażona po jednym dynamicznym przetworniku na stronę o średnicy 10mm, który został zamknięty w obudowie ze stopu cynku. Cena 199 dolarów znacznie odbiega w górę od wcześniejszych modeli tego producenta, więc zachodzi pytanie, czy skok jakościowy również jest odczuwalny.

 

Samo pudełko jest dość spore, skryte za tekturową obwolutą zawierającą rendery P1 wraz z podstawowymi informacjami, czyli standard. Jednak po wyjęciu właściwego opakowania dano nam odczuć, że dostajemy coś ekstra. Otwieramy dwie połówki i widzimy ładnie zapakowane nasze dobra:

  • same słuchawki, każda kopułka umieszczona osobno,

  • sztywne skórzane etui z metalową plakietką zawierającą nazwę modelu oraz numer seryjny,

  • kartonik z akcesoriami, wśród których znajdziemy:

  • trzy pary pojedynczych nakładek w rozmiarach S, M oraz L,
  • trzy pary analogicznych pianek firmy Comply,
  • dwie pary podwójnych silikonowych tipsów w rozmiarze M oraz L,
  • jedną parę potrójnych nakładek,
  • kartonik z przewodami:
  • audiofilski (miedź wysokiej czystości z dodatkiem srebra),
  • standardowy, z mikrofonem oraz pilotem do telefonu,
  • pod gąbką umieszczono również przejściówkę do dużego jacka oraz dokumentację.

1

Czy jest na co narzekać? Moim zdaniem nie. Gumki są dobrej jakości, przypominają trochę Star Tipsy od Westone i większość osób nie powinna mieć problemów z poprawnym dobraniem rozmiaru. Etui sprawia świetne wrażenie starannością jego wykonania, ładną skórą oraz przyjemną wyściółką w środku.

2

3

Kable, jak na oryginalne z pudełka, są znakomite. Mimo że jest to plecionka, to nie jest ani nadmiernie sztywna, ani nie choruje na duży efekt mikrofonowy (pod tym względem jest bardzo dobrze). Długość jest optymalna, wykończenie nie pozostawia pola do narzekań, kątowa wtyczka, podobnie jak spliter, sprawia solidne wrażenie i jedyne co by można zmienić, to slider do ściągania przewodów pod brodą – mógłby chodzić trochę mniej swobodnie, żeby uniknąć zmiany jego położenia bez ingerencji użytkownika. Na końcach odcinków biegnących do kopułek umieszczono popularne wtyczki MMCX, czyli takie, jakie stosuje np. firma Shure, więc nie ma problemów z ich wymianą w razie uszkodzenia.

4

Oba kable są bardzo podobne, a różni je barwa (audiofilski nieco się mieni wpadając w srebrne odcienie) oraz obecność pilota na jednym z nich. Czy różnią się dźwiękowo? Próbowałem coś wyłowić i wydawało mi się, że ten przeznaczony do smartphonów oferuje nieco ciemniejsze brzmienie, jednak jest to na granicy percepcji i w ruchu dla mnie nie do wyłapania.

 

Kopułki są dość ciężkie, stop cynku robi swoje, przez co miałem lekkie obawy co do wygody. Jednak ich ergonomiczne wyprofilowanie, dobrze znane użytkownikom monitorów Westone czy Shure, sprawia że bardzo szybko zapominamy o słuchawkach w uszach. Jest to konstrukcja przeznaczona typowo do noszenia słuchawek z kablem za uchem i choć na zdjęciach reklamowych można zobaczyć również klasyczne ułożenie, z przewodem skierowanym ku dołowi, to nie polecam tu tego sposobu, gdyż P1 mogą szybko zrobić się mało komfortowe (z wypadaniem z kanałów włącznie).

Na ich zewnętrznej części znajdziemy wygrawerowane logo producenta, od wewnętrznej otwór bass-reflex i to na tyle poza tulejką w rozmiarze T200 i gniazdem MMCX. Jest to konstrukcja nieco surowa, ale w elegancki sposób, z ładnie poprowadzonymi liniami. Osobiście uważam je za jedne z najładniejszych słuchawek dokanałowych jakie miałem w rękach. Podejrzewam, że ze względu na zastosowane materiały, kopułki szybką będą łapały rysy, ale raczej trzeba będzie się bardzo postarać by je w jakiś sposób poważniej uszkodzić.

5

6

Ostatnią cechą użytkową jest tłumienie dźwięków otoczenia. Tu nie mam zastrzeżeń, gdyż stoi ono na dobrym poziomie. Poprawne ułożenie słuchawek w uchu oraz dobry dobór nakładek pozwalają na odcięcie się od większości zewnętrznych hałasów, dzięki czemu nie trzeba mocno podkręcać głośności.

 

Ale kończymy już z opisem i w końcu przyszedł czas na odsłuchy. Jako sprzęt towarzyszący tradycyjnie zagrały: xDuoo X2, xDuoo X3, Fiio X1, Samsung Galaxy S6 oraz xDuoo XD-05.

 

Bas należy do tych zrównoważonych. Nie narzuca się, jednak gdy potrzeba, to potrafi zaskoczyć uderzeniem mimo lekkiego zmiękczenia. Jest dość szybki, zróżnicowany i zdyscyplinowany, jednak wybrzmiewa przez dłuższą chwilę, nie zanikając przedwcześnie, dzięki czemu np. stopa perkusji brzmi w sposób przekonywujący, choć gdyby była twardsza, to by wręcz czarowała. Główny akcent wydaje się być przesunięty w stronę niższego basu, dzięki czemu dół nie wylewa się na tony średnie, a sam w sobie nie jest wycofany. Ma w sobie coś z konstrukcji dwuprzetwornikowych, gdyż bas sprawia wrażenie lekkiego oderwania od reszty muzyki. Nie jest to jednak dysonans z budżetowych konstrukcji, po prostu jest w stanie zagrać nieco innym charakterem niż średnica i góra. Ilościowo nie jest to poziom dla bassheadów, ale jest go odpowiednio dużo, żeby był uniwersalny w wielu gatunkach muzyki.

 

Średnica jest urokliwa. Lekko ocieplona i swobodna. Nie męczy, nie nudzi oraz nie wybrzydza przy instrumentach – brzmią one w sposób żywy, naturalny. Gitary mają w sobie dużo siły, słychać wybrzmiewanie poszczególnych strun, w punku czy metalu dostają odpowiedniego zabrudzenia. Fortepian jest bardzo przekonywujący i nie gubi się na szybkich przejściach między klawiszami. Podobnie jest przy syntezatorach, gdzie Juno Reactor czy Faithless potrafią hipnotyzować bitami, nie lejąc ich jednak po całym utworze. Tutaj wszystko ma swoje miejsce i czas.

Wokale są wysunięte do przodu i organiczne w odbiorze. Wyższa średnica jest delikatnie cofnięta, co lekko przyciemnia dźwięk, ale i trzyma śpiew z dala od sybilantów. Głosy nie są jednak przekłamane czy zgaszone. Jest wręcz przeciwnie. Mamy mocny i czytelny przekaz, pełny energii, a przy tym naturalny. Wokalom męskim nie brak siły, nie są ani nosowe, ani rysowane grubą linią. Śpiew kobiecy potrafi być namiętny i delikatny, nie daje się stłamsić i długo wybrzmiewa gdy wokalistka wyciąga w górę.

 

Tony wysokie są lekko podbite, ale nie są napastliwe ani ostre. Po prostu jest ich sporo i lubią o sobie dać znać w nagraniach. Rozciągnięcie i wybrzmiewanie wręcz zaskakująco dobre w tym przedziale cenowym, już dawno nie spotkałem słuchawek, przy których nie miałem większych uwag w tym zakresie.

Soprany są przy tym nieco zmiękczone, dzięki czemu nie męczą nawet przy dłuższych odsłuchach. Trochę cierpią na tym talerze perkusji, gdyż czuć, że nie są do końca naturalne, jednak z drugiej strony skrzypce czy flet potrafią niesamowicie czarować.  Ale jeśli szukamy mocno uniwersalnych dokanałówek lub słuchamy słabszych jakościowo nagrań, to bym proponował zbić górę o 2-3 decybele.

 

Scena nie jest wybitnie duża, ale bardzo dobrze poukładana. Poszczególne plany są wyraźnie zaznaczone, nie wchodzą sobie w paradę, a tworzą synergiczną całość. Dźwięki wyraźnie rozkładają się po bokach głowy, potrafią sugestywnie stworzyć iluzję oddalenia od słuchacza, jednak do lepszego efektu przydałoby się poczucie większej głębi. Pod tym względem muzyka trzyma się blisko nas, na szczęście nie jest całkiem płasko.

Szczegółowość stoi na bardzo dobrym poziomie. Większość moich słuchawek dokanałowych po przejściu z P1 okazywała się wybrakowana pod tym względem i tak naprawdę dopiero Custom Art Pro330 odskakiwały od Pinnacle. Mamy więc masę smaczków, jednak podanych w muzykalny sposób, z dala od nadmiernej i suchej analizy.

 

Jeszcze przed rozpoczęciem testów otrzymałem trochę pytań w sprawie porównania MEE Pinnacle P1 z RHA MA750 oraz VSonic GR07. Niestety tych drugich nie miałem możliwości przyrównać bezpośrednio, ale RHA trafiły do mnie dzięki uprzejmości kolegi sn4ke z forum.mpstore.pl. I po kilku dniach porównań nie dało się nie zauważyć, że P1 oraz MA750 mają zbliżony układ tonalny – jeśli komuś podobały się słuchawki RHA, to najprawdopodobniej Pinnacle również przypadną mu do gustu. Są delikatniejsze w brzmieniu, bardziej audiofilskie, ale jednak nieco podobne do siebie ze względu na mocniejszą górę, dół z podobnie ułożonym akcentem oraz dość gładkimi tonami średnimi. Tyle że P1 grają po prostu lepiej, z równiej rozłożonym oraz kontrolowanym basem, czystszą średnicą oraz bardziej naturalnymi sopranami. Dodając do tego ciekawiej ułożoną sceną (szczególnie pod względem holografii), za każdym razem z przyjemnością zmieniałem RHA na MEE. Nie jest to przepaść, a różnica w cenie jest zauważalna, ale mając oba modele pod ręką, nie miałem wątpliwości, który bym wybrał.

 

Patrząc na inne słuchawki dokanałowe z tego przedziału cenowego, dość ciężko wybrać mi konkurentów dla Pinnacle P1. Nie dlatego, że lepiej się nie da, bo tu dużo do powiedzenia ma gust muzyczny, ale jest to kwestia samego charakteru ich grania. Nie są tak nastawione na średnicę jak Shure SE425, nie atakują basem jak ADL EH-008, nie są gładkie i spokojne na górze jak Final Audio Design Heaven IV, brak im ciepła i słodyczy Westone W20 oraz nie są monitorami odsłuchowymi ze stajni Etymotic. Na pewno nie będą to Sony XBA-H3, które są niemal przeciwieństwem flagowca MEE Audio.

Może to zabrzmi nieco dziwnie, ale dla mnie mają coś z Custom Art Pro330. Co prawda przesunięte w stronę rozrywkowego grania, nie tak szczegółowe i z mniej przekonywującym przekazem, ale ciągle z tyłu głowy siedziało mi to, że mają coś z tych customów. Rozciągnięta góra, lekko zaokrąglony bas i gładka średnica, to cechy, które je łączą.

I choćby właśnie przez tak strojone brzmienie warto ich posłuchać. Kolejny mocny kandydat w dokanałówkach poniżej tysiąca złotych, to tylko szczęście dla konsumenta.

 

Osobną kwestią jest dobór źródła. Przede wszystkim te słuchawki lubią większe ilości prądu. I nie jest to tylko kwestia głośności, bo dzięki dobrej izolacji nie trzeba ich rozkręcać nadzwyczaj głośno. Tu przy słabych źródłach będzie brakowało kontroli, co szczególnie można odczuć poprzez za miękki i niezbyt obfity bas. Można oczywiście słuchać na smartphonie, ale te z reguły mają za słabe dziurki słuchawkowe by wyciągnąć z Pinnacle to co najlepsze.

Ciekawe jest jednak to, że mniej istotny wydaje się charakter brzmienia odtwarzacza. Ciepły i średnicowy Fiio X1 radził sobie niemal równie dobrze jak jaśniejszy xDuoo X3 (tu mocniejsza granica pomiędzy średnicą i sopranem wręcz dobrze robi słuchawkom). Nawet sygnatura xDuoo X2 układająca się w V nie jest tu przeszkodą. Na każdym z tych odtwarzaczy odsłuchy należały do przyjemnych. Oczywiście można lepiej, bo podpięcie pod xDuoo XD-05 dało testowanym MEE więcej energii i kontroli, ale nie trzeba wydawać fortuny na źródło, by grały dobrze.

 

Całościowo są to słuchawki bardzo ciekawe. Ładne, dobrze wykonane i wyposażone, zapewniają sensowną izolację oraz wygodę. A gdy odrzuci się te cechy, zostanie jeszcze ostatnia linia obrony – one po prostu bardzo dobrze brzmią. Nie atakują analizą, są przystępne w odbiorze, choć nieco wybredne w kwestii nagrań. I choć najlepiej się czują w muzyce klasycznej czy folku, to nie znalazłem gatunków, w których by nie dały rady. Wystarczy nie karmić ich słabymi realizacjami na niedomagającym prądowo źródle i otrzymujemy słuchawki, które postawię w ścisłej czołówce mojej osobistej listy najlepszych dokanałówek poniżej półtorej tysiąca złotych jakie słyszałem.

Tak więc z mojej strony nie pozostało nic innego niż polecić MEE Pinnacle P1.

 

Za użyczenie sprzętu do testów bardzo, BARDZO serdecznie dziękuję sklepowi

logo heven

7 uwag do wpisu “MEE Pinnacle P1

  1. Kurcze blade, wyglądają prześlicznie 😀 No i po recenzji już wiem, że chcę, ba, muszę je mieć 😀 Chyba czas szukać kupca na nerkę…

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz