Mały, ale wariat – Fiio M3

Od pewnego czasu ( nota bene całkiem długiego) w segmencie niewielkich, budżetowych odtwarzaczy nie działo się zbyt wiele. Niepodzielne panowanie Sansy jako najlepszego z najtańszych DAPów trwało długo, póki rynkiem nie wstrząsnęło pojawienie się małego chińczyka, czyli osławionego Xduoo X2 Ten szturmem wdarł się na rynek, wywołując ogromne poruszenie zarówno na naszym rodzimym, jak i światowym rynku. Było zatem tylko kwestią czasu, nim największy gracz spośród wszystkich producentów odtwarzaczy audio odpowie na ten atak. Fiio wytoczyło działo pod postacią modelu M3, który ma stanowić ich próbę wejścia na rynek małych, przenośnych grajków. Z jakim skutkiem? Miejmy nadzieję, że na to pytanie uda mi się odpowiedzieć w poniższej recenzji.

Pierwsze wrażenie

Ładne, zgrabne i nieduże kartonowe pudełko, na którego froncie ukazany jest odtwarzacz w skali niemalże rzeczywistej, w swoim wnętrzu skrywa plastikową wytłoczkę, a w niej bohatera mojego testu oraz jego towarzyszy. Zaczynając od rzeczy mniej ważnych mamy więc pchełki, których przyznaję, że nawet nie ruszałem, solidnie wyglądający kabelek usb-mini usb oraz umieszczoną pod spodem czarną a’la kopertę. W tejże kopercie znajduje się oczywiście karta gwarancyjna, skrócona instrukcja obsługi (niestety tylko po angielsku i chińsku), smycz i coś, czego się nie spodziewałem. Tą niespodzianką są dwie folie na ekran zapakowane w woreczek strunowy, co jest bardzo miłym dodatkiem, który z całą pewnością będzie bardzo przydatny.

M3.jpg

Budowa i menu

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Xduoo X2 (lewo) i Fio M3 (prawo)

Wrażenia towarzyszące zobaczeniu M3 postanowiłem przenieść do tej części recenzji. Przyznaję bez bicia, nie spodziewałem się takiego karypla. Porównując go do Xduoo X2, jest on od małego Chińczyka pół centymetra wyższy, dwa milimetry szerszy i na oko jakieś 3 milimetry cieńszy. Za to z racji wykonania obudowy w całości z plastiku, waży on mniej więcej tyle, co kurze jajko, czyli astronomiczne 40 gram. Przód urządzenia zdominował ekran o przekątnej 2″, który od fizycznych przycisków służących do obsługi oddziela spore logo Fiio. Ramka obudowy wykonana została z białego, matowego plastiku, który jest do bólu zwyczajny. Co ciekawe, plecki odtwarzacza i jego spód to jeden kawałek szarego, matowego plastiku, który jest zdecydowanie mniej śliski i bardziej przyjemny w dotyku, niż ramka. Na prawym boku znalazł się suwaczek HOLD, na lewym otwór na smycz i przycisk POWER, zaś na spodzie upchnięto obok siebie wejście micro-usb, gniazdo słuchawkowe i slot na karty pamięci. Z tym ostatnim miałem problem, bowiem w egzemplarzu testowym karta nie chciała się zablokować i za każdym razem musiałem kombinować ze zmianą kąta, pod jakim dociskałem ją do końca czubkiem paznokcia. Warto jeszcze wspomnieć, że przycisk POWER i HOLD są również plastikowe, lecz mają srebrny kolor imitujący metal, dzięki czemu dobrze się odznaczają na białej obudowie.

69.jpg
Przód / Tył / Lewy bok / Prawy bok / Dół

Po uruchomieniu wita nas od razu ekran odtwarzania, lecz jednym przyciskiem przechodzimy do menu głównego, z poziomu którego mamy dostęp do muzyki poprzez kategorie list odtwarzania, wszystkich utworów A~Z, sortowanych po wykonawcy, po albumach i na koniec po autorach. Dłuższe przytrzymanie przycisku Menu na ekranie odtwarzania zabiera nas z kolei do bardziej zaawansowanych opcji jak możliwość edytowania playlist, kasowania utworów z poziomu odtwarzacza, informacje o urządzeniu, o aktualnie granym utworze, czy w końcu equalizer o pięciu ustawieniach posiadający kilka standardowych, gotowych ustawień do wyboru. Ogólnie nawet bez instrukcji obsługi przyzwyczajenie się do sterowania zajmuje góra kilka minut, zaś po kilkunastu minutach zabawy można się bez problemu poruszać po menu. O ile rzecz jasna nie brakuje nam napisów przy każdej ikonie. Sam ekran nie zachwyca ani kolorami, ani ostrością, ale sam nie nazwałbym go tragicznym. W tej cenie jest na tyle czytelny, że daje się odczytać wyświetlane na nim informacje oraz rozróżnić okładki poszczególnych albumów.

77.jpg
Ekran odtwarzania

Na marginesie dodam, że podobno fabrycznie odtwarzacz ma ustawiony język chiński. Częściowo przekonałem się o tym na własnej skórze, gdy po aktualizacji oprogramowania przywitały mnie krzaczki. Tyle dobrego, że mniej więcej pamiętałem po wcześniejszym rekonesansie, co klikać po kolei, żeby dostać się do ustawień języka i przestawić go ponownie na angielski. Niestety naszego rodzimego języka brakuje, choć nie powinno być to szczególnie dużą przeszkodą z racji tego, że nawigacja opiera się niemal wyłącznie na ikonach.

Użytkowanie

Soft zaimplementowany w M3 jest prosty w obsłudze, ale przeczytanie instrukcji z pewnością przyspieszy w znacznym stopniu poznanie wszystkich możliwości tego odtwarzacza. Trzeba co prawda przyzwyczaić się do braku tekstu przy ikonach menu, ale z czasem zapewne przestanie to być znaczącym elementem UI. Należy jednak wspomnieć już na samym wstępie, że przyciski, których używamy do nawigowania, są niewielkie i zostały umieszczone na wspólnym panelu, przez co czasem trzeba je mocno wciskać samym czubkiem paznokcia lub palca. Może to być niezbyt wygodne dla posiadaczy mniej zgrabnych dłoni. Poza tym menu działa płynnie i bez zacięć. Przewijanie utworów odbywa się skokowo, lecz w ogólnym rozrachunku szybciej utwór przewiniemy w M3, niż w Xduoo X2. Na pochwałę zasługuje również błyskawiczne aktualizowanie Firmware’u, które zajmuje najdalej kilkanaście sekund, nie wliczając ponownego uruchomienia. No i najważniej element dla wielu, czyli czas pracy na baterii. U mnie średnio przy graniu na 60% mocy M3 wykręcał od 20h do 22h ciągłego odtwarzania, co uważam za naprawdę dobry wynik przy tych gabarytach.

Żeby nie było tak kolorowo, powiem o tym, co mnie drażniło. Przede wszystkim do szewskiej pasji doprowadzało mnie to, że po wygaśnięciu ekranu, żeby ponownie go podświetlić należało wcisnąć przycisk POWER, który jest mały i nie wystaje nawet o milimetr poza krawędź obudowy. Żaden z przycisków umieszczonych na froncie nam tego nie umożliwi, co uważam za duże utrudnienie. Do tego kiedy odtwarzamy muzykę z pamięci wbudowanej, a chcemy przejrzeć katalogi na karcie pamięci spotka nas nieprzyjemna niespodzianka. Mianowicie muzyka zatrzyma się, a my będziemy skazani na ciszę aż do momentu wyboru nowego utworu. Zdecydowanie nie fajne rozwiązanie, które mam nadzieję, iż zostanie załatane w przyszłych wersjach softu. Trzecim minusem jest slot na karty pamięci. Może był to jedynie urok testowanego przeze mnie egzemplarza, lecz żeby zablokować kartę w slocie, za pierwszym razem męczyłem się dobre 2 minuty, zanim czubkiem paznokcia ustawiłem kartę pod lekkim kątem i udało mi się ją zablokować. X2 za to przytulił tę samą kartę bez najmniejszych problemów. Niemiłą niespodzianką może też być zmiana języka na chiński po przeprowadzonej aktualizacji oprogramowania. Warto zawczasu nauczyć się rozplanowania menu na pamięć. Nie trzeba będzie szukać w internecie jak ponownie mienić język UI na angielski 😉

Specyfikacja

– Ekran TFT 2″ o rozdzielczości 240×320

– Wbudowana pamięć 8GB

– Slot na karty pamięci MicroSD (Max 64GB)

– Moc wyjściowa 1> 50 mW (16Ω // THD + N <1%)

– Moc wyjściowa 2> 30 mW (32Ω / THD + N <1%)

– Pasmo przenoszenia 20 Hz ~ 20 kHz

– SNR ≥95 dB (A-ważone)

– Zdolność przetwornika 16 ~ 100 Ω

– czułość TBA

– Waga około 40 g

– Czas pracy > 24 h (32Ω; normalna głośność, wyświetlacz off)

– Czas ładowania <2,5 h

– Wymiary 74 mm x 39,7 mm x 9,1 mm

– Formaty audio

APE (Szybki): 48 kHz / 16 bit;

APE (Normal): 48 kHz / 16 bit;

APE (Wysoki): 48 kHz / 16 bit;

FLAC: 48 kHz / 24 bit;

WAV: 96 kHz / 24 bit;

MP3 / WMA / OGG / M4A (wył. surowe .aac .m4a szyfrowane ALAC)

Sprzęt użyty do porównania:

– DAPy: iPod Touch 4G, Xduoo X2, iPod Video 5G

– Słuchawki: Fidue A83, Mee Audio M6 Pro, Zero Audio Carbo Tenore, Etymotic Mc5, Etymotic Mk5

Brzmienie:

Przyznaję szczerze, że z tym małym grajkiem miał całkiem niezłą zagwozdkę. Nie dość, że dostałem masę sprzętu do tego porównania, z którym musiałem się osłuchać, to na dodatek użytkowałem M3 z aż trzema różnymi softami. Pierwsze wrażenia zbierałem na sofcie 1.2, z którym do mnie przyjechał, lecz całkiem przypadkiem zauważyłem na stronie Fiio, że wyszło oprogramowanie w wersji 1.4, na którym słuchałem go najwięcej. I wtedy, pod sam koniec okresu testowego, Fiio wypuściło firmware oznaczony jako 1.5, który zauważalnie, choć nie w sposób rewolucyjny zmienił jego charakterystykę. W efekcie całe wrażenia dźwiękowe musiałem zacząć pisać od nowa.

Początkowo miałem zamiar rozbić opis walorów dźwiękowych M3 na poszczególne składowe, zupełnie jak przy recenzowaniu słuchawek. W tym jednak przypadku, po kilku nieudolnych próbach zebrania moich odczuć i obserwacji w całość, postanowiłem sobie darować ten zabieg. Mimo najszczerszych chęci, nie byłem w stanie oddać brzmienia małego Fiio w taki sposób, by faktycznie odzwierciedlał on moje zdanie.

Zacznę zatem od poświęcenia kilku słów na charakterystykę M3, która jest całkiem specyficzna. Mogę ją określić mianem agresywnej, a to za sprawą prezentacji odbywającej się na wyraźnie wyczuwalnym planie „V”. Jestem na to o tyle wyczulony, że braki w średnicy lub jej wycofanie wywołują u mnie dziwne, nieokreślone uczucie podobne do skrętu żołądka po zjedzeniu niespecjalnie dobrego obiadu. Niby wszystko było dobrze, ale już chwilę po konsumpcji czuję, że coś jest nie tak. Na wejściu dostajemy więc solidny zastrzyk dolnych rejestrów, których jest dużo i czuć to od razu. Bas potrafi zejść, a jeżeli słuchawki na to pozwolą, to i solidnie potrzęsie. Nadal jednak jest on skoncentrowany głównie w środkowym zakresie, nastawiony przede wszystkim na fun. Tyle dobrego, że jest ona całkiem nieźle kontrolowany, więc nie wylewa się zbytnio poza swój rewir. Nie ma jednak możliwości, żeby ochłonąć po tym pierwszym wrażeniu, bowiem już atakuje nas podany prosto na twarz, wypchnięty do przodu wokal będący powodem, dla którego nazwałem prezentację M3 agresywną. Jest on tak blisko, podany prosto na twarz, że brakuje jedynie wrażenia jakby wokalista lub wokalistka pluli nam prosto w twarz. Mnie osobiście już po kilkudziesięciu minutach mocno to męczyło, a jeżeli dodać do tego lekką tendencję do sybilizacji, to aż boję się pomyśleć, co by było w przypadku słuchania gorzej zrealizowanych albumów lub tych o niższej jakości. Podejrzewam, że słuchanie ostatniej płyty Calvina Harrisa (która jest tak tragicznie zrealizowana, że chce się płakać) byłoby równie przyjemne, co lobotomia łyżeczką do herbaty. Ja się takiej próby samobójczej nie podjąłem. In plus mogę powiedzieć, że brzmienie talerzy lub skrzypiec podobało mi się na tyle, że nie miałem zastrzeżeń. Nic nie cięło po uszach, ani nie odniosłem wrażenia zapiaszczenia. Mówię jednak od razu, że nie jestem autorytetem w dziedzinie naturalności brzmienia instrumentów orkiestrowych, więc mogę jedynie przekazywać wrażenia będące moim punktem widzenia. Tak czy owak, na sam koniec dostajemy średnicę, która jest i ba, nawet nie brzmi, jakby ktoś ją wykastrował za karę, że śmiała się pojawić w stawce. Jednak w chwili, gdy musi ona zabrzmieć, wychodzą na jaw braki w tym paśmie, a dokładniej jego schowanie. Chociaż w utworach metalowych, gdzie gitary grają (jak dla mnie) główną rolę, brzmi to poprawnie, to nie da się pozbyć wrażenia, jakby były one wycofane nie tyle w tył prezentacji, co po prostu przykryte przez skrajne pasma. Nazwałbym to nieśmiałością, która dotyka nawet męskich wokali będących mimo wspomnianej agresywnej prezentacji, jakby nieco przygaszonymi.

Tym oto sposobem dochodzimy do finalnego punktu doznań audio-niewizualnych, to jest sposobu kreowania sceny oraz szczegółowości, jaką raczy nas ten mały łobuz. Pod tym względem najlepiej wypada szerokość, która niestety nie powala. O ile rozdzielenie na kanały lewo-prawo jest naprawdę dobre i czuć przejścia różnego rodzaju efektów z jednej strony na drugą, to niestety nie rozciąga się ona zbyt mocno na boki. Chociaż w stosunku do wokali reszta dźwięków jest odsunięta w tył, to nadal M3 gra dosyć ciasno. Znacznie gorzej przedstawia się głębia, której momentami dosłownie brak, co z raczej przeciętną szczegółowością nie tworzy zbyt ciekawego efektu. W konsekwencji przy dynamicznej muzyce, zwłaszcza kawałkach z gatunku ekstremalnego metalu, dostajemy papkowatą ścianę dźwięku, która na dłuższą metę potrafi zmęczyć i najzwyczajniej w świecie nie wciąga aż tak bardzo.

Na tle innych odtwarzaczy

Sporo wspólnego M3 ma z osławionym Xduoo X2. Oba szumią na podobnym poziomie, z niewielką przewagą na korzyść X2. Oba stoją po ciepłej stronie grania, z nastawieniem na fun, lecz w tym wypadku mały chińczyk również wypada lepiej od swojego droższego konkurenta. Dla wielu użytkowników, zwłaszcza tych, którzy po prostu chcą mieć coś niedrogiego do grania w biegu, te różnice mogą być niewielkie, a nawet niezauważalne. X2 dźwiękowo jednak góruje w niemal każdym aspekcie. Dół ma ciut lepsze zejście i jest lepiej kontrolowany, średnica nie jest cofnięta w tył, wokale stoją w odpowiedniej linii i są odsunięte do tyłu, a góra jest bardziej gładko poprowadzona, choć nadal nieźle rozciągnięta. Scena względem M3 jest nieco szersza, ale od razu czuć lepszą głębię i szczegółowość. W efekcie cały przekaz jest znacznie równiejszy, bardziej przystępny, a w długim okresie czasu nie męczy.

88.jpg
iPod Touch 4G vs Fiio M3

W porównaniu do iPoda Touch 4G, którego używany egzemplarz można dostać w podobnej cenie, co M3, produkt Fiio wypada jeszcze mniej korzystnie. T4G to również grajek grający ciepło, ale tutaj wszystko jest serwowane po prostu lepiej. Bas jest bardziej liniowy i chociaż podkreślony, to jednak bez tak wyraźnego „mid-bass hump’a”. Średnica to pole, na którym M3 dostaje po prostu brutalny oklep od produktu Apple i zwyczajnie nie ma co pod tym kątem porównywać. Góra też podana jest z większą kulturą, gdzie podobnie jak przy tonach średnich, więcej jest naturalności, dynamiki i konsekwencji w prezentacji. Sceną i separacją Fiio też nie równa się z iPodem, który gra zauważalnie szerzej i głębiej, kreując naprawdę świetną scenę. Tak naprawdę było to moje pierwsze zetknięcie z czwartą generacją „Taczki” i przyznaję bez bicia, że rozumiem zachwyt wszystkich nad tym DAPem. Jest tak świetny, że można nawet wybaczyć mu obsługę przez iTunes i konieczność konwersji plików z FLAC na ALAC. I jedna ważna rzecz. Taczka nie szumi nawet na Fidue A83, które z M3 wyciągały tyle syfu, że przy słuchaniu wejścia do „Daft Punk – Solar Sailer”słyszałem tyle samo szumu, co muzyki.

Na sam koniec zostawiam porównanie z moim iModem, do którego podłączałem słuchawki przez wyjście słuchawkowe, otrzymując w ten sposób brzmienie zwykłego iPoda Video 5G. Jak każdy wie, jest to grajek o neutralnej, jasnej charakterystyce. Od razu słychać solidne odchudzenie w dolnych rejestrach względem M3, który nie jest w stanie wygenerować takiego zejścia basu jak Video, a po sparowaniu obu odtwarzaczy z ciepłymi słuchawkami ma się wrażenie zamulenia dźwięku słuchając Fiio. Jest to po części spowodowane również tym, że gładka średnica Video z racji szybkiego, zwartego liniowego basu daje wrażenie większej zwiewności dźwięku. W dziedzinie prezentacji tonów wysokich M3 mógłby całować pięty staremu dziadkowi jakim jest Video. To dla tego, że chociaż oba mają lekką tendencję do sybilizacji, to jednak góra w iPodzie jest krystalicznie czysta niczym górska woda bijąca ze źródła, na tle dziwnie cyfrowej i nierównej góry w M3. Scena w Video też jest bardziej napowietrzona, wyraźnie szersza i głębsza, a cały dźwięk ucieka z głowy. Jak to pięknie ujął Inszy w swojej recenzji „Niedrogie granie…”, Video gra na pograniczu muzykalności i analityczności, dając możliwość wyłapania pewnych smaczków, a jednocześnie angażując słuchacza. Tego niestety mały Fiio nie jest w stanie zapewnić.

Parowanie ze słuchawkami

Dobrą parą dla Fiio będą z pewnością słuchawki o bardziej neutralnej lub średnicowej charakterystyce, które zrównoważą w ten sposób braki tego odtwarzacza. Wiadomo jednak, że w tym temacie najwięcej do powiedzenia mają preferencje, więc jeżeli ktoś będzie chciał basowego tłuczenia pod elektronikę lub preferuje granie V-ką, to dostanie to, co lubi. Całkiem nieźle M3 dogadywał się z M6 Pro, gdyż ocieplał ich brzmienie, a jednocześnie nie wyostrzał góry, przez którą produk Mee Audio odstraszył nie jedną osobę. Połączenie z testowanymi przeze mnie Etymotic’ami nie było zbyt korzystne. O ile ocieplenie dźwięku było na plus, to wycofanie średnicy i wypchnięcie wokali, połączone z ciasną sceną w tych jasnych słuchawkach było katorgą i najdalej po pół godziny miałem dosyć. Całkiem nieźle jest też z Carbo Tenore, a to za sprawą misiowatego basu, który może się podobać tym, którzy lubią dużo basu. Niestety płaska scena jaką mają Tenorki ulega jeszcze większemu spłaszczeniu, choć zachowuje przyzwoitą szerokość. Dźwięk jest przyjemny, nastawiony na rozrywkę. Niestety nie dane mi było sprawdzić synergii M3 z HiFiMan’ami RE-400, a to przez… brak przejściówki. Konsekwencją było to, że grały tylko na jeden kanał. Dlatego po ich parowaniu z resztą DAPów użytych w porównaniu mogę jedynie teoretycznie stwierdzić, że RE-400 stanowiłyby dobrą parę dla Fiio.

Podsumowanie

Czytając opis charakterystyki dźwiękowej zapewne większość z was ma wrażenie, że odtwarzacz ten nie jest wart funta kłaków i lepiej omijać go szerokim łukiem. Prawda jest jednak znacznie bardziej złożona i należy pamiętać przede wszystkim o tym, że to, co podoba się mnie, nie koniecznie musi podobać się wam i vice versa. Przy krytycznych odsłuchach w domowym zaciszu prędko wyłapie się wszystkie jego niedostatki, o których wykresy zamieszczane w internecie wcale nie informują, zamiast tego upewniając potencjalnych przyszłych kupujących o dobrej jakości przekazu. Należy jednak pamiętać, że produkt ten został skonstruowany z myślą o byciu przenośnym grajkiem, stąd taka charakterystyka dźwięku w ruchu, czy komunikacji miejskiej dla wielu będzie zbawienna. Za trzy stówki dostajemy zatem niewielki odtwarzacz, który zmieści się wszędzie i ma szereg zalet, jakich zwyczajnie nie da się pominąć. Najważniejsze z nich, to naprawdę długi czas pracy na baterii wynoszący nieco ponad dwa razy tyle, co Xduoo X2. Dalej mamy 8GB wbudowanej pamięci, co dla wielu może okazać się wystarczające, pozwalając oszczędzić kilkanaście złotych na karcie pamięci. Mamy przyzwoity kolorowy ekran, fizyczne przyciski i naprawdę wysoką jakość wykonania jak na plastikowe pudełeczko o tak niewielkich gabarytach. Teoretycznie M3 ma napędzać słuchawki do 100 Ohmów, lecz radził sobie z modowanymi Siberiami V2 od Perula niemal równie dobrze, co Xduoo X2 czy kanapka iMod+E12A na Hi-Gain’ie. Razem składa się to na solidny produkt, który dla wielu mniej wymagających osób może stać się odtwarzaczem, który posłuży im aż do końca swojej żywotności.

Za użyczenie sprzętu na testy serdecznie dziękuję slepowi

image

4 uwagi do wpisu “Mały, ale wariat – Fiio M3

  1. I również nie dla mnie grajek, ale od początku mi nie pasował. Ale że szumy większe niż w X2, to już całkiem niedobrze przy czułych dokach.

    Polubienie

    1. Różnica w szumie jest minimalna, ale Fidue akurat mają niską impedancję i całkiem wysoką skuteczność, więc wyciągają od razu taki syf.

      Polubienie

Dodaj komentarz