Aune E1 – takie rzeczy tylko w Polsce

Aune E1 to słuchawki dokanałowe, które od dłuższego już czasu stanowią jedne z najczęściej polecanych i najczęściej przytaczanych w dyskusjach modeli ze średniej półki dostępnych na polskim rynku. Ciekawostką jest to, że na obecną chwilę znajdują się w sprzedaży wyłącznie na naszym rodzimym podwórku, co stanowi swoiste kuriozum. Na ich temat powstały już liczne recenzje, szereg komentarzy, a w zapytaniach na forach internetowych i grupach audio na Facebook’u rzadko można spotkać się z dyskusjami, w których nie pada ich nazwa. Postanowiłem więc na własnej skórze przekonać się gdzie leży fenomen tych dokanałówek i skąd taka ich popularność.

Opakowanie i wyposażenie

Sztywny, płaski kartonik w jaki są zapakowane to kwintesencja prostoty i elegancji w jednym. Biżuteryjne opakowanie przywodzi nam yśl produkt jubilerski w rodzaju kolii lub naszyjnika i podobne jest do tego, w jaki pakowany był Huawei Mate 9. Czarny, dwuczęściowy karton ze sztywnej, niesamowicie przyjemnej w dotyku fakturowanej tektury pozbawiony jest jakichkolwiek ozdób. Na wierzchniej stronie wieka znajduje się srebrne logo producenta, a na bocznej ściance w jej rogu niewielka srebrna naklejka. O dziwo, mimo treści zapisanej w języku angielskim na jaką składa się nazwa modelu, krótka charakterystyka jego brzmienia oraz informacje dotyczące materiałów jakimi posłużono się do ich budowy, to odnośnik do strony i telefon kontaktowy kierują nas bezpośredniego dystrybutora marki Aune w Polsce. Takowe odnośniki do samego producenta zostały z kolei wytłoczone na dolnej ściance spodniej części opakowania.

1

Na przeszkodzie w dostaniu się do zawartości zestawu staje po zdjęciu wieka jeszcze jeden element. Jest nim obustronnie zadrukowana wkładka z cienkiej tektury litej, na której w językach angielskim i polskim ukazane są same słuchawki, a pod przedstawiającą je grafiką umieszczono szczegółową specyfikację Aune E1, poniżej której znalazło się także miejsce na dane kontaktowe do polskiego dystrybutora marki. Jest to najwyraźniej efekt ścisłej kolaboracji firmy Audeos i Aune przy wprowadzeniu słuchawek na nasz rynek i bardzo ciekawy zabieg, z jakim dotąd nie miałem okazji się spotkać. Pod ową wkładką znajdują się już właściwe skarby umieszczone w precyzyjnie powycinanych otworach w sztywnej piance z przyjemnym, welurowym wierzchem. Poza samymi słuchawkami, producent zadbał także o komplet nakładek, których jest łącznie siedem par w tym jedna to pianki. Trzy pary to tipsy silikonowe o sztywnym rdzeniu i wąskim otworze, kolejne trzy to nakładki o szerokim otworze i wyraźnie bardziej miękkim rdzeniu. Ostatnia para to wspomniane pianki, lecz nie mają one poza kształtem zbyt wiele wspólnego z powszechnie znanymi Comply. Są gęstsze i chociaż można je bardzo mocno zgnieść, to szybko odzyskują swoją pierwotną formę, co wymusza ich dość szybką i sprawną aplikację.

2

W teorii w zestawie nie było przewidziane etui i początkowo takiego nie było. Jednak od pewnego czasu do słuchawek dołączane jest etui na słuchawki w formie metalowej puszeczki łudząco podobnej do tej, jaka wchodzi w skład zestawu iBasso IT01. Metalowa, dwuczęściowa pastylka w przypadku Aune ma kolor matowej czerni, a w środku etui ma aksamitną wyściółkę, z czego w spodniej części dodatkowo znajduje się odrobina gąbki. Miejsca we wnętrzu jest zaś dość dużo, by zmieścić tam poza samymi słuchawkami również komplet tipsów fabrycznych i kilka par innych.

Budowa i wykonanie

Lekkie i wytrzymałe – tymi dwoma słowami można w skrócie opisać Aune E1, choć to nie oddaje w pełni wrażenia, jakie wzbudzają nie tylko zaraz po wyjęciu z pudełka, ale również przy każdorazowym ich użytkowaniu. Dwuczęściowe kopułki o obłym kształcie wykonane są z aluminium i złożone z dwóch części. Pierwsza, matowo-srebrna, ma kształt lekko rozszerzającego się w kierunku ucha stożka i mieści pojedynczy przetwornik dynamiczny z membraną ze stopów wzbogaconych dodatkiem berylu. Z jej spodniej części wychodzi krótka odgiętka zabezpieczająca kabel, przy której znajduje się również niewielki otwór stanowiący wentylację dla przetwornika. Druga część, w kolorze matowej czerni, zamyka kopułkę i przechodzi w szeroką , umiarkowanej długości tulejkę zabezpieczoną u wylotu drobną, metalową siateczką chroniącą przed przedostaniem się zanieczyszczeń do wnętrza obudowy. Tulejka posiada ponadto wyraźną grań, która gwarantuje stabilność założonych tipsów i zapobiega ich pozostaniu w uchu po wyjęciu z nich słuchawek, a od spodu umieszczono u jej nasady drugi otwór wentylacyjny, który nie ulegnie zatkaniu nawet przy głębokiej aplikacji słuchawek. Należy jeszcze wspomnieć o jednym elemencie, który celowo zostawiłem na koniec. U szczytu kopułek, to jest od zewnętrznej ich strony, znajduje się w zagłębieniu połyskliwy punkt o kolorze który dla bezpieczeństwa nazwę, że jest koloru malinowego. Nie wiem dlaczego wśród tak stonowanych barw ograniczanych do srebrzystej szarości i czerni zdecydowano się wykorzystać tak kontrastową barwę, lecz zdecydowanie rzuca się to w oczy.

3

Kabel jest bardzo cienki, lecz przy tym niezwykle giętki i elastyczny, bez tendencji do przesadnego eksponowania efektu mikrofonowego. Początkowo może nie wzbudzać zaufania właśnie przez niewielką średnicę, ale tutaj inżynierowie Aune zadbali o jego żywotność wzmacniając go włóknami kevlaru. Sam w sobie wykonany został z 25 żył miedzi beztlenowej, które od kompaktowych rozmiarów, smukłej wtyczki z logo producenta po równie elegancki, cylindryczny splitter zostały zabezpieczone nylonowym oplotem. Od splittera zaś do kopułek, cienkie żyłki mają już pancerz z tworzywa o gumowatej powierzchni. Według specyfikacji, kabel ma 1,5m długości lecz faktycznie zmierzona przeze mnie długość od miejsca, w którym kabel wchodzi do wtyczki jack do początku odgiętek to niemal równe 120cm. Na tychże odgiętkach umieszczono również oznaczenie kanałów w postaci niewielkich, wytłoczonych literek. Takie rozwiązanie niestety skutkuje tym, że rozróżnienie kanałów między sobą bywa problematyczne i wymaga weryfikacji każdorazowo po wyciągnięciu ich z etui.

6

W kwestii wykonania nie mam się absolutnie do czego przyczepić. Co prawda pod paznokciem czuć niewielką grań w miejscu łączenia dwóch elementów obudów, lecz są one spasowane w sposób bardzo dobry, bez widocznych szczelin, czy odchyleń od osi wskazujących na niedoróbki. Metalowe siateczki w wylotach tulejek także wklejone są precyzyjnie, bez śladów wyłażącego kleju czy jakichkolwiek niedociągnięć mogących rzucać się w oczy nawet przy wnikliwym przyglądaniu. Ponadto po przeszło trzech miesiącach użytkowania kabel nie zdradzał żadnych oznak zużycia. Nylonowy oplot nie zaciągał się i nie tracił jednolitej faktury, wtyczka jack mimo wielokrotnego przepinania między źródłami nie była nadmiernie zużyta, a na metalowych elementach konfekcji próżno było szukać śladów użytkowania mimo ich lustrzanej powłoki.

Użytkowanie i ergonomia

Nie jestem fanem słuchawek o konstrukcji, w której kabel puszczany jest w dół i zdecydowanie preferuję te o konstrukcji OTE (Over-the-ear). Na przestrzeni ostatnich lat miałem w swoim posiadaniu miałem tylko trzy konstrukcje o klasycznej budowie, które przypadły mi do gustu i Aune E1 są jedną z nich. Nie wymagają dziwacznych kombinacji przy aplikacji jak chociażby Cardas A8, w których zbyt głębokie włożenie ich do ucha skutkowało ogromną degradacją dźwięku i w zasadzie zdemolowaniem ich sygnatury. Wystarczy wybrać właściwe gumki i w swoim przypadku z takim samym powodzeniem mogłem używać tipsów o rozmiarach M i L. Kompaktowe wymiary i niska waga sprawiają, że w zasadzie po ich założeniu można zapomnieć o istnieniu słuchawek, gdyż nawet podczas ruchu ultra-lekki kabel nie ciągnie ich w dół. Ten zresztą jest niezwykle giętki i plastyczny, nie zapamiętuje kształtu nawet podczas długotrwałego pozostawania w ciasnym splocie wewnątrz etui, a jego rozplątanie (jeżeli zajdzie taka potrzeba) zajmuje raptem chwilę. W gruncie rzeczy można je nawet założyć na modłę OTE, bowiem ogumowane odcinki od splittera do kopułek bardzo ładnie układają się wokół ucha, ale w całej tej operacji brakuje niestety suwaka, którym można byłoby zsunąć kabel pod brodę chociaż odrobinę. I właśnie brak wspomnianego suwaka to jedyny element, który wpływa w jakiś sposób ujemnie na ergonomię, choć w przypadku Aune i ich naprawdę niskiej wagi, fakt ten jest mało problematyczny i wynika bardziej z moich własnych przyzwyczajeń, niż palącej potrzeby posiadania go. Jedyną naprawdę realną wadą wpływającą negatywnie na komfort użytkowania jest słabe oznaczenie kanałów. Niejednokrotnie zdarzało mi się odłożyć słuchawki w teoretycznie ustalony sposób, żeby potem zauważyć po chwili, że jakimś cudem zamieniłem słuchawki stronami. Dlatego ilekroć chce się je założyć, trzeba odszukiwać na odgiętkach oznaczeń kanałów, co w warunkach słabego oświetlenia okazać się może udręką.

Brzmienie

W przypadku Aune E1 absolutnie kluczowym elementem jest dobór właściwych nakładek, gdyż to w największym stopniu wpływa na to, jak odbierzemy ich barwę. Mogą zagrać naprawdę skrajnie, lecz podstawą dla oceny będą tipsy z zestawu, a dokładniej silikonowe z szerokim otworem. Sygnatura słuchawek w tym wypadku to bliska neutralności, ocieplona neutralność z lekko podbitym basem i nieznacznym podbiciem w okolicy przełomu wyższej średnicy i niższego sopranu z lekkim wskazaniem na tony wyższe. W ogólnym rozrachunku strojenie tych słuchawek jest bardzo uniwersalne i świetnie sprawdzi się w niemal każdym gatunku muzyki.

5

Bas to prawdopodobnie najmocniejszy element składowych brzmienia Aune. Nieznacznie podkreślony w stosunku do pozostałych składowych, główny akcent położony ma na mid-bas, choć ten tylko nieznacznie wybija się przed szereg. Sub-bas schodzi dostatecznie nisko, by w razie czego zamruczeć i definitywnie dać o sobie znać, choć nigdy nie traci kontroli. To mid-bas nadaje rytm, jest sprężysty i energiczny, o świetnej kontroli i bardzo dobrej fakturze. Potrafi uderzyć mocno i twardo, wybrzmiewa przy tym w sposób naturalny, umiarkowanie długo na tyle, by zachowując dynamikę w nawet najszybszych utworach, zaznaczyć swoją obecność. Nasycenie oraz wypełnienie niskich tonów jest dobrze zrównoważone, co skutkuje dużą uniwersalnością tonów niskich. Te sprawdzają się ze swoją charakterystyką równie dobrze w nowoczesnych nagrań, gdzie tłem dla wokali jest solidna linia basowa, co w szybkich, energicznych nagraniach w których instrumenty perkusyjne rozwijają zawrotne prędkości. Co znamienne, bas nie przysłania w żaden sposób średnicy, ale płynnie w nią przechodzi mimo iż wyższego basu absolutnie nie brakuje.

Średnica robi równie pozytywne pierwsze wrażenie, co niskie tony. Naturalna, klarowna i niepozbawiona wypełnienia, pochwalić się może zrównoważonym, ale muzykalnym charakterem. Nie ma w niej śladu nachalności, bo chociaż nieznacznie podkreślone żeńskie wokale przybliżają odrobinę pierwszy plan, to nie próbują wejść do głowy podobnie, jak reszt pasma. Co prawda brzmienie średnicy koncentruje się głównie blisko centrum sceny, na wprost i nieco po bokach twarzy jeżeli chodzi o wokale, aczkolwiek rozstawianie instrumentów nawet dalej na boki nie stanowi większego dla tych słuchawek problemu. Przypadł mi do gustu tembr męskich wokali – tak tych niższych i głębszych, co tych tonalnie wyższych. Pełne, naturalne i klarowne, z idealną definicją niezależnie, czy mówimy o głębokim growlu, romantycznym śpiewie, czy wysokich mocno wyciągniętych głosach w bardziej popularnych nagraniach. Podobnie rzecz ma się z damskimi wokalami, które trzymają podobny poziom, ze swoją czystością i dźwięcznością przekazując dużo emocji. W kwestii gitar dostajemy brzmienie pełne, należycie dociążone i solidnie zdefiniowane. Kiedy trzeba, jak w przypadku gitar akustycznych, jest barwnie i ciepło, naturalnie i emocjonalnie. W przypadku dojścia do głosu gitar elektrycznych, dostajemy mieszankę dynamiki, agresji i pazura, tę specyficzną moc oraz drive, które porywają swoją muzykalnością wciągając w nagranie. Mimo to nie ukrywają sybilantów, choć jednocześnie również ich specjalnie nie eksponują i jeżeli jest to ujęte w nagraniu, to Aune to ukażą.

Soprany na standardowych nakładkach z szerokim otworem są niemal idealnie równe, dobrze rozciągnięte i naturalnie brzmiące. Pozbawione agresywnych wyostrzeń, klarowne i napowietrzone, prezentują się w sposób przystępny, nie męcząc nawet w gorzej zrealizowanych nagraniach. Jedynie w niższych sopranach czuć momentami braki w kontroli i definicji dźwięku, kiedy to talerze zaczynają momentami tracić swój naturalny tembr mając tendencję do lekkiego szklenia się, gdzie metaliczny brzęk zaczyna przypominać szelest. Jest to jednak banalnie proste do naprawienia i w moim przypadku zastosowanie tipsów JVC SpiralDot poprawiło ten element, czyniąc tony wysokie bliski doskonałości. Co ważne, odpowiednie napowietrzenie i wspomniana równa, pozbawiona agresywności góra skutkuje bardzo naturalną prezentacją i eksponowaniem smaczków zawartych w tej części składowej pasma w sposób nieinwazyjny, a jednocześnie przystępny.

Scena ma eliptyczny kształt, faworyzując szerokość przed głębokością. Rozciąga się w sposób naturalny z wrażeniem wybiegania dźwięków poza obręcz barków, ale bez uczucia zbytniego rozrzucenia dźwięków. Głębia jest już raczej umiarkowana, bez wrażenia mocnej gradacji planów, za to z płynnym i naturalnym przechodzeniem źródeł na tej osi. Same źródła pozorne są duże i obszerne, wypełniając sobą wolną przestrzeń. Z tego powodu nie ma wrażenia napowietrzenia tejże przestrzeni, czy mocnego separowania od siebie poszczególnych dźwięków, gdyż źródła pozorne mają raczej miękki kontur i są w stosunku do siebie blisko. Mimo tego nie cierpi na tym czytelność tak samej sceny, jak zdolność E1 do ukazywania detali nagrań w sposób nienachalny, ale wyrazisty. Co za tym idzie, nie zarzucając słuchacza zbyt dużą ilością informacji jednocześnie nie zmuszają do wytężonego skupienia celem wyszukiwania wszelakich smaczków zawartych w słuchanych utworach. Ponadto pierwszy plan ulokowany jest blisko słuchacza, niemal przed twarzą, choć bez uczucia rzucania wszystkiego prosto „w twarz”. Przekaz raczej nastawiony jest na bezpośredniość, na zaangażowanie i porwanie w świat muzyki już od pierwszych nut, bez wywołania uczucia osaczenia.

4

Wpływ tipsów na brzmienie

Podstawowym punktem wyjściowym będą zapewne kolejne silikonowe nakładki znajdujące się w zestawie, czyli te z wąskim otworem. Zmiany jakie zachodzą po ich zastosowaniu raczej trudne były dla mnie do uznania za pozytywne. Przybyło basu, który stał się bardziej dominujący i obfity, a średnica stała się mocniej nasycona. Praktycznie jednak zniknęły z brzmienia soprany i momentami zastanawiałem się, gdzie się podziały talerze, których nie brakowało w innych nakładkach. Całościowo było więc masywniej, mniej transparentnie i trochę efekciarsko. Spodobało mi się za to brzmienie z piankami będącymi na wyposażeniu fabrycznym. Było to najrówniejsze z testowanych przeze mnie połączeń, z brzmieniem ocieplonym, ale bliskim neutralności, o zaokrąglonych skrajach. Bas był szybki, ale nie brakowało mu wypełnienia, choć był też przy tym lekko rozmiękczony. Średnica była lekko wygładzona, ale klarowna i przejrzysta. Tony wysokie z kolei choć wyraźnie ograniczone w wyższych rejestrach, brzmiały w niższej części bardzo naturalnie i swobodnie, a przy tym łagodniej niż na silikonach, choć ze świetną definicją. Scena był zdecydowanie większa, niż przy pozostałych standardowych nakładkach, choć nadal eliptyczna, z dużą ilością powietrza i dobrą separacją źródeł. SpinFit CP145 to brzmienie w kierunku standardowych nakładek z wąskim otworem, ale klasowo lepsze. Innymi słowy przybywa basu, który ma najwięcej do powiedzenia, ale średnica nie ulega takiemu zagęszczeniu, a tony wysokie są tylko trochę wygładzone, więc spadek na dynamice jest niewielki. Moim ulubionym i używanym docelowo rozwiązaniem było stosowanie nakładek JVC SpiralDot. Poprawiały one wszystkie ewentualne mankamenty związane z barwą brzmienia na standardowych tipsach z szerokim otworem. Mianowicie przy zachowaniu z grubsza podobnej sygnatury, bas zyskiwał na kontroli i rozdzielczości. Średnica z kolei w wyższym zakresie była również lepiej kontrolowana, z uspokojoną nieco tendencją do ukazywania sybilantów obecnych w nagraniach, a sama barwa żeńskich wokali uległa poprawie w kierunku nieco łagodniejszego, bardziej naturalnego tembru. Najwięcej zalet przychodziło jednak w paśmie tonów wysokich, gdzie te wyrównywały się w całym zakresie, zyskiwały znacząco lepszą kontrolę i definicję, co przede wszystkim dało się odczuć w znacznie bardziej naturalnej barwie talerzy perkusyjnych.

Z innymi słuchawkami

Oriolus Finschi to brzmienie o bardziej soczystym, mocniej podkreślonym basie, który jest bardziej obfity zwłaszcza w rejonie sub-basu. Bas schodzi niżej, uderza mocniej i wybrzmiewa dłużej, a ilościowo jest go więcej. Średnica jest nieco cieplejsza i mocniej nasycona, choć damskie wokale są nieco mocniej akcentowane, to Aune odrobinę mocniej akcentują naturalne sybilanty, ale bez tendencji do ich uwypuklania. W kwestii sopranów, Finschi brzmią naturalniej i równiej, z lepszą definicją w niższych warstwach oraz lepszą kontrolą, gdyż talerze perkusyjne w E1 potrafią momentami odrobinę szeleścić zwłaszcza na standardowych nakładkach z szerokim otworem. Problem ten jednak niemal całkowicie niweluje zastosowanie JVC SpiralDot. W kwestii sceny z reguły to E1 grają szerzej, choć głębia i gradacja planów, a także separacja źródeł i napowietrzenie tejże sceny wypadają lepiej w Oriolusach. Finschi są jednak zdecydowanie bardziej wrażliwe na charakter nagrań niż Aune, więc w zależności od poziomu realizacji, percepcja tych elementów może się zmieniać nawet w dość znacznym stopniu.

Ikko OH1 to znacząco inne brzmienie z inaczej rozłożonymi akcentami. Całościowo grają bardziej gładko i miękko, dźwiękiem zdecydowanie lżejszym. Bas w OH1 ma główny akcent położony na niższy bas, w przeciwieństwie do mocniej akcentowanego mid-basu w E1. Ten w E1 uderza zresztą mocniej, jest twardszy i sprężysty, o lepszym wypełnieniu oraz masie. Średnica w OH1 jest lżejsza i gładsza, ma spokojniejszy charakter i jest delikatniejsza w odbiorze. Zwłaszcza w gatunkach w których potrzeba „pazura’ Ikko mogą wydawać się za spokojne, pozbawione tej szczypty pazura i agresji szczególnie, jeżeli chodzi o brzmienie gitar i męskie wokale, które mają pełniejsze brzmienie w E1. Niemniej wokale w OH1 są słodsze, bardziej wyrafinowane i łagodniejsze, przez co przekazują więcej emocji. Tony wyższe to również poniekąd dwa różne charaktery, bowiem OH1 są tu gładsze, z mocniej zaokrąglonym i nie tak dobrze rozciągniętym wyższym sopranem. Brzmią też nieco łagodniej, choć w niższych sopranach ich łagodniejszy charakter i bardziej naturalne, lekko ocieplone brzmienie będzie dla wielu mniej męczące. W kwestii sceny, Ikko oferują prezentację tylko nieznacznie szerszą, ale zauważalnie głębszą. Źródła pozorne są zdecydowanie mniejsze od tych kreowanych przez Aune, ale też więcej między nimi powietrza i przestrzeni, z mocniejszą separacją dźwięków i nieco lepszym, bardziej precyzyjnym ich pozycjonowaniem.

Ibasso IT01 to brzmienie rysowane na bazie wyraźnego „V”. Sub-bas w iBasso schodzi niżej i razem z mid-basem jest go więcej, niż w E1. Tony niskie są odrobinę bardziej rozdzielcze w IT01, choć w porównaniu do Aune brakuje im nieco ogłady i kontroli, jaką te drugie mogą się pochwalić. Innymi słowy, bas w IT01 nie jest tak kulturalny, zrównoważony i zbity jak w przypadku bohaterów niniejszej recenzji. W kwestii średnicy, ta w iBasso jest chudsza, bardziej neutralna i wyraźnie mocniej odsunięta do tyłu, a wokale są chudsze, jaśniejsze oraz nieco gorzej zdefiniowane, tracąc odrobinę z naturalnej prezentacji. Tony wysokie mimo podobnego rozciągnięcia nie są tak dobrze kontrolowana. Czuć to zdecydowanie zwłaszcza w niższych sopranach, gdzie IT01 mają tendencję do tracenia właściwej definicji, co objawia się ostrzejszą, nieco szeleszczącą tonalnością w odniesieniu chociażby do talerzy perkusyjnych, które zamiast metalicznego brzęku odzywają się nieprzyjemnym momentami sykiem. Scena w IT01 jest szersza, ale niemal płaska w stosunku do E1, z bliżej usytuowanym pierwszym planem.

Anew U1 to brzmienie bardziej wyraziste i jaśniejsze, z nieco mocniej podkreślonym basem, który ma również nieco lepsze zejście i odrobinę obfitszy sub-bas oraz mid-bas o mocniejszym uderzeniu. Wybrzmiewa on też trochę dłużej, wydaje się bardziej sprężysty, muskularny i obfity, choć nie brakuje mu kontroli. W wyższym basie jest on trochę bardziej utemperowany w stosunku do E1, w których jest on bardziej obecny. Średnica nie jest tak równa jak w Aune, czuć pewne odchudzenie i odsunięcie w niższej średnicy, przez co męskie wokale są tonalnie nieco jaśniejsze, nie tak pełne i naturalne. Podobnie rzecz ma się z niżej strojonymi gitarami, które na rzecz odrobiny „mięsa” są trochę ostrzej zarysowane. Damskie wokale są ostrzejsze, jaśniejsze i nie tak gładkie jak w E1, choć obie pary słuchawek ukazują sybilanty w podobny sposób, bez ich nadmiernej ekspozycji. Soprany Anew nie są tak nasycone i gładkie jak w Aune, prezentując się na ich tle jako jaśniejsze oraz bardziej żywiołowe, choć soprany są całościowo mocniej wyciągnięte właśnie w Aune E1. Scena jest podobnych rozmiarów na szerokość, z odrobinę lepszą głębią w U1, które nieco lepiej rozkładają dźwięki na bardziej wyraziście kreowanych planach. Detaliczność i czytelność jest po stronie Anew, choć różnice nie są ogromne i wynikają głównie z tego, że w średnicy są od E1 lżejsze i tonalnie jaśniejsze.

Whizzer HE-03 Kylin to solidne, ciepłe i gęste „V” dalekie od równej, ocieplonej sygnatury Aune. Kylin mają mniej uniwersalną sygnaturę z bardzo solidną, dominującą podstawą basową. Samego basu jest dużo więcej niż w E1, z mocniejszym oraz głębszym zejściem, dużo gęstszą fakturą. Bas wybrzmiewa dużo dłużej, ma zauważalnie gorszą dynamikę i bardziej miękki charakter w porównaniu do bardziej sprężystego, żwawego charakteru Aune. Średnica jest w nich mocno cofnięta, wyraźnie zagęszczona i ciemna w niższej części pasma, przez co gitary będą brzmieć jak zamulone, a męskie wokale jak nosowe i przygaszone nie mówiąc o wyraźnie ciemniejszej barwie. Czuć to również w wyższej średnicy, choć akurat tu Kyliny są już bardziej klarowne niż w niższej średnicy, co rozjaśnia przekaz, choć tonalnie nadal czuć w damskich wokalach większy ciężar i przyciemnienie. Soprany w Whizzerach odrobinę ustępują rozciągnięciu tychże w stosunku do prezentacji Aune, nie są też tak równe. W niższych tonach co prawda są lekko podkreślone, ale mają pełniejszy, cieplejszy charakter i nie mają w sobie aż tyle powietrza. W kwestii sceny, ta w Whizzerach jest nieco większa na szerokość i głębokość, z ogromnymi źródłami pozornymi. Aune lepiej jednak separują, zwłaszcza w obszarze średnicy, wszelkie źródła pozorne, które mają w nich bardziej wyraziste kontury. Są też przez to nieco bardziej precyzyjne i rozdzielcze.

7

Z odtwarzaczami

Aune E1 nie są wrażliwe na charakter źródła i różnice w brzmieniu pomiędzy poszczególnymi posiadanymi przeze mnie odtwarzaczami były momentami marginalne. Na ten przykład różnice między dość skrajnie inaczej grającymi Pioneer XDP-100R i Samsung Galaxy Note 8 sprowadzała się do różnic w zakresie separacji źródeł i rozmiarów sceny, z oczywistą przewagą po stronie Pioneera. W kwestii tonalności, te różnice były już znacząco mniejsze, choć czuć pewien wpływ na ogólny charakter brzmienia. Z WM1A nieznacznie mocniej eksponowana jest wyższa średnica, a brzmienie jest bardziej neutralne. Z kolei z iBasso DX156 (DX150+AMP6) lekkiemu nasyceniu ulega średnica, przez co przekaz nabiera bardziej organicznego i muzykalnego charakteru. Z Galaxy Note 8 za to przekaz ulega wyraźnemu zagęszczeniu i w tym połączeniu, jak to zazwyczaj bywa z tym konkretnym źródłem, choć tonalność wypada nieźle, to czuć ograniczenia spowodowane możliwościami technicznymi źródła. Cierpi na tym separacja źródeł, rozmiar sceny i jej napowietrzenie, które ulegają ograniczeniu w stosunku do pozostałych urządzeń, do jakich podłączane były Aune E1.

Podsumowanie

Niewielkie gabaryty, ultra-lekka budowa i szalenie uniwersalne brzmienie sprawdzające się w niemal wszystkich gatunkach muzycznych brzmią, jak przepis na sukces. Gdy dodać to tego niską wrażliwość na źródło, przystępną cenę i dobrą jakość wykonania nie sposób się dziwić, że na naszym rynku słuchawki te odniosły sukces, będąc nawet po kilku miesiącach od prowadzenia na rynek jedną z najczęściej polecanych konstrukcji w swojej półce cenowej. Tym bardziej więc dziwi, że producent nie zdecydował się wprowadzić tego modelu na rynek ogólnoświatowy zwłaszcza, że prezentując po raz pierwszy model E1 na targach audio w 2016 roku, Aune wywołało spore poruszenie na międzynarodowych forach audio. Od tego momentu minęło już jednak nieco czasu, a od chwili ich pojawienia się na rodzimym rynku audio, w ofertach lokalnych dystrybutorów pojawiły się nowe, niezwykle konkurencyjne modele słuchawek dokanałowych. E1 wciąż jednak bronią się swoimi gabarytami, lekkością, coraz rzadziej spotykaną klasyczną budową i przede wszystkim szalenie wciągającą, uniwersalną, muzykalną sygnaturą osiągalną bez potrzeby podłączania ich do drogiego odtwarzacza.

 

Za dostarczenie słuchawek do testu serdecznie dziękuję dystrybutorowi marki Aune

logo.png

Dodaj komentarz