Ostatnio pod wpływem impulsu, bo w zasadzie już dawno nie słucham hip-hopu, nabyłem płytę OSTRego „Życie po śmierci”.
Nie byłem do niej nastawiony ani specjalnie pozytywnie, ani sceptycznie – ot, kolejny zakup zainicjowany przez kaprys. Otwarcie pudełka i miłe zaskoczenie: płyta zapakowana jest w tekturowe pudełko, które zawiera standardowe pudełko z CD, kserówki rękopisów z tekstami i… rentgen płuca (a w zasadzie tego co z niego zostało) Ostrego. A na samym dnie – oświadczenie woli dla dawców organów.
Bardzo mi się to wszystko spodobało, treść wydawała się być spójna z listą kawałków i tego co przeczytałem w sieci wcześniej. A jeszcze nie przesłuchałem ani jednego kawałka. Szybkie spojrzenie na tytuły piosenek – faktycznie, gość wraca po chorobie i wydaje się być w tym powrocie szczery. Ja jestem jednak sceptyczny co do takich zagrywek i gdzieś w głowie kołacze się myśl – wyzdrowiał i może brakuje pieniędzy, więc wydajemy płytę i nabijamy sprzedaż przyciągając fanów „na litość”.
Słuchamy….
Słuchamy….
Żona wyrywa mnie z odsłuchu (w połowie płyty, przy drugim już jej odsłuchu):
-i jak?
-świetne!
-która piosenka?
-CAŁOŚĆ!!!!
-nie no, nie żartuj. Nie może być całej dobrej płyty!
-to posłuchaj.
-przecież wiesz, że ja nie lubię hip-hopu, nigdy go nie trawiłam.
-jedna piosenka. Potem dam ci spokój.
-ok.
Założyła słuchawki.
Cisza.
Zaczynam niecierpliwie bębnić palcami o ławę, bo zdecydowanie dłużej to trwa niż piosenka, którą jej włączyłem.
W końcu zdejmuje słuchawki.
-kurczę, nie lubię hip-hopu ale przeleciałam wszystkie piosenki po kawałku i ze 12 mi się podoba!
-HA! Mowiłem!
Następnego dnia trafiła się nam ponad godzinna trasa samochodem. Zabrałem więc CD z nami. Ani razu nie przełączyła piosenki. Pomimo skupienia na jeździe, zauważyłem, że ona tę płytę naprawdę przeżywa. SŁUCHA. Kiedy traklista dobiegła do końca, zaczęliśmy rozmawiać o treści. Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że to płyta kompletna. Że to jest historia, którą należy przesłuchać w całości – wszelkie przeskakiwanie do ulubionej piosenki („Spwiedź” w moim przypadku) z pominięciem ją poprzedzających, to profanacja i zbrodnia na treści. I jesteśmy co do tego zgodni!
Tego nie da się opisać – tego trzeba posłuchać. Jest treść. Treść, która po raz pierwszy w życiu, KAŻDORAZOWO zmusza mnie do słuchania całości. A do tego broni się muzycznie. Ciekawe elektroniczne brzmienia, w lekkokołyszącym nastroju. Ale nie robione na jedno kopyto, duża różnorodność, która jednak składa się na spójną całość. Dzieło to obudziło we mnie na powrót melomana, bo zawiera nieco błędów realizacji i słuchanie tego na etymotic może drażnić. Za to na budżetowych słuchawkach, gdzie błędy realizacji nie wychodzą na plan pierwszy, jest po prostu moc.
Ogrom szczerości jaki się z tej płyty wylewa, jest niesamowity. Piosenka w duecie z synkiem chwyta za serce, pozostałe teksty nakazują rewizję poglądów i skłaniają do refleksji. Płyta niesie przekaz – „hedonizm do niczego dobrego nie prowadzi, patrzcie na mnie!”
Jest to zdecydowanie dla mnie najlepsza płyta polskiej sceny hip-hop ostatnich lat, o ile nie najlepsza wogóle (za tą spójność). OSTR odleciał konkurencji bardzo daleko. Jeśli zamierza utrzymać poziom i pracuje nad nowym materiałem, to w tej nowej odsłonie zyskał sobie we mnie fana. Oby tak dalej!
Słowem – OSTR „Życie po śmierci” – POLECAM!
Zachęcileś mnie…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Warto. Ma coś do powiedzenia. I fajnie, że wrócił. Bez płuca, ale z dodatkową porcją talentu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zachęciłeś mnie tym tekstem do zapoznania się z płytą. Niestety wytrzymałem tylko do „Miami” – nie do końca moje klimaty.
Podoba mi się muzycznie, teksty też (zwłaszcza „przerywniki”), ale sam sposób „śpiewania” mnie niestety odrzuca.
Mogłoby być bardziej melodyjnie – mniej mówione, a bardziej śpiewane, coś w stylu Jeden Osiem L, wtedy byłoby zdecydowanie bardziej w moim guście.
PolubieniePolubienie
Ja miałem podobny – ambiwalentny – stosunek do płyty. Udało mi się sie jej wysłuchać po kolei – jednak w szarpany sposob, plus w samochodzie dzisiaj 2 razy po 15 minut w drodze do i z pracy…
Coś w niej jest wartościowego chyba jest…
PolubieniePolubienie
Melodyjny masz „We krwi”
PolubieniePolubienie
A jeden osiem L to hip-POP, nie hip-hop 🙂
Śpiewa się w popie. On wycisnął wszystko z gatunku, nie robiąc z niego popu. Dlatego tak cenię tę płytę.
PolubieniePolubienie
No najwyraźniej ten gatunek mi nie podchodzi – zawsze tak było odkąd się pojawił. Myślałem, że się przekonam czymś ambitniejszym, ale druga próba przesłuchania całości też nieudana.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I teraz wlasnie sie obudziłem – całą płytę przesłuchałem (przespałem) – epilog grał.
Ja tak mam, że jak dobra płyta, a jestem zmęczony i słucham na leżąco, to zasnę na bank…
Więc moje pierwsze wrażenia, co by podsumować – muzycznie dla mnie ok, nie gustuję w gatunku, a przekaz, cóż, jest, jednak, więcej go jest w Twoim tekście , niż na płycie O.S.T.R … Lepiej Zenek piszesz, po prostu, ale to nie nowina.
PolubieniePolubienie