VE Asura 2.0

Gdy w zeszłym roku tanie pchełki VE Monk zaczęły podbijać świat słuchawkowy, nie spodziewałem się, że tak szybko będą dostępne w Polsce, robiąc i u nas sporo hałasu wokół siebie.

Teraz, dzięki firmie Audio Heaven, w moje ręce trafiły VE Asura 2.0, czyli wyższy model, kosztujący w Chinach 78 dolarów (cena w Polsce jeszcze nie jest znana). Model dość nietypowy jak na takie słuchawki, bo cechujący się impedancją na poziomie 150 omów, gdzie tak wysokie wartości są spotykane raczej w domowych słuchawkach nausznych. W teorii powinno dać to dźwięk z mniejszą ilością zniekształceń, a dzięki czułości wynoszącej 120 dB, nie powinno być problemów z odpowiednią głośnością na mniej wydajnych źródłach.

Co mi z tego wynikło, przelałem w poniższych akapitach. I choć na pełnoprawną recenzję zabrakło mi kompetencji, to zapraszam do lektury 🙂

 

O wyposażeniu i budowie rozwodzić się nie będę, bo i za bardzo nie ma o czym – dostajemy słuchawki, po dwie pary gąbek z dziurką i bez dziurki, earhooksy i sztywne etui, a wyglądem mocno przypominają niższy model (czyli dalej mocno wzorowane na starych Sennheiserach z serii MX). Różnica jest taka, że Asury mają plastiki o dużym stopniu przezroczystości, kątowego jacka i trochę lepszej jakości kabel (ale tylko trochę).

Zdjęcia z materiałów promocyjnych producenta

Podobnie jak w Monkach, rodzaj zastosowanej gąbki ma wyraźny wpływ na dźwięk. Ich brak rozjaśnia dźwięk, odciąża bas i poszerza scenę, pełne gąbki wyraźnie ocieplają brzmienie, ograniczając tony wysokie i dodając niskich. Teoretycznie najlepiej powinna wypaść para z dziurką, ale było w nich coś dziwnego, co zabierało mi przyjemność z odsłuchów i szybko je porzuciłem.

 

Przed przystąpieniem do odsłuchów miałem jednak pewien problem – absolutnie nie znam się na pchełkach. Moje uszy nigdy się z nimi nie lubiły pod względem wygody, więc nie kupowałem nic, co kosztowało ponad 100 złotych. Brak odniesienia do konkurencji jest więc oczywisty. Na szczęście z pomocną dłonią przyszedł Gourney z forum MP3store (wielkie podziękowania z mojej strony), oferując wypożyczenie HiSoundAudio Living, które kosztują niemałe 459 złotych. I choć nie zamierzam ich tu porównywać do siebie, ale pozwoliło mi to złapać pewien punkt zaczepienia.

 

Czas więc włączyć muzykę i sprawdzić czym producent chce nas skusić.

 

Bas nie jest specjalnie mocny, choć ma sporą masę. Początkowo wydaje się ociężały, ale jest nadspodziewanie dobrze kontrolowany, więc nie ma wrażenia mulenia dźwiękiem. Jest to o tyle ważne, że ten model VE nie jest mistrzem dynamiki – jest raczej spokojnie i relaksująco i to we wszystkich zakresach.  Na pewno nie jest to wybór dla basolubów, szczególnie w kwestii siły uderzenia najniższego basu, gdyż pod tym względem Asura są dość oszczędne (choć przy pchełkach, to raczej standard). Akcent jest położony raczej na wyższe partie basu, przesuwające się w stronę średnicy i niebezpiecznie na nią nachodzące. Przez to nienajlepszym pomysłem jest słuchanie na nich metalu. Stopa perkusji nie będzie miała odpowiedniej siły uderzenia, przez co nawet mocne gitary basowe nie uratują ubytku energii dźwięków.

 

Tony średnie są mocno oparte na basie i lekko stonowane w swoich wyższych rejonach, co dodaje im ciepła, a dźwięki wydają się malowane grubszą linią. Świetnie sprawdza się to w nagraniach akustycznych, gdzie naturalne instrumenty wybrzmiewają długo i barwnie. Nie jest to do końca naturalne, jednak potrafi zaczarować. Bardzo dobrze wypada również elektronika, choć nie każda. Rave, hardstyle, to nie są gatunki dla tych słuchawek. Downtempo, chillout, ambient, tu czują się wyśmienicie, czasami wręcz hipnotyzująco. Oczywiście bardziej agresywną muzykę również można na nich słuchać, Asury się nie pogubią, ale może brakować żywiołowości i poczucia pompowania energii.

Wokale są trochę przyciemnione, szczególnie te należące do brzydszej części społeczeństwa.

Próbują kreować poczucie naturalności, ale czuć pewne przygaszenie, a razem z nim większą nosowość głosów męskich. Często są one zbyt mocno osadzone na niskiej średnicy, zbyt basowe w odbiorze. Nie jest to problemem gdy słuchamy np. Type O Negative, ale już przy Buddym Holly, to nie jest realizacja marzeń.

Zdecydowanie ciekawiej wypadają wokale żeńskie. Są one żywsze, bardziej czyste i przekonywujące. Nie męczą sybilantami, nie gasną, ale korzystają z ciepła i kolorytu na średnicy, kreując przyjemnie intymny klimat, ale jeszcze daleko o zadymionego. Nie są przy tym wybredne, bo przesłuchując różne płyty, kobiecy śpiew za każdym razem mnie wciągał – od Marie Fredriksson, przez Tarję Turunen, po Loreenę McKennitt.

 

Tony wysokie są dla mnie najtrudniejszym w odbiorze pasmem w Azurach. Bo i są schowane za basem oraz średnicą i zauważamy spadek w wyższych częstotliwościach. Brakuje więc pewnego blasku oraz przejrzystości w nagraniach. I o ile ciężko się przyczepić do kontroli w tym zakresie, a sama barwa jest przyjemna, pozbawiona cyfrowego nalotu czy nadmiernego rozmycia, to jednak nie potrafiłem pozbyć się wrażenia, że coś z muzyki mi tu umyka. Skrzypce czy harfa kończą się za szybko, a talerze perkusji wybrzmiewają długo, jednak są przygaszone.

 

Scena nie jest przesadnie duża, podobnie jak Monki, Asury raczej stawiają na operowanie planami niż na precyzyjne rozstawianie instrumentów w przestrzeni. Stereofonia stoi na dobrym poziomie, słuchawki VE udanie kreują zmiany położenia źródeł dźwięku i ich wibracje. Przydałoby się jednak trochę więcej głębi, gdyż obecnie większość się dzieje wokół uszu użytkownika.

Separacja jest przyzwoita, choć przez przyciemnienie dźwięku możemy mieć początkowo inne wrażenie. Jednak chwila spędzona z Asurami i zejście na niższy model szybko uświadamia nam prawdziwy stan rzeczy. Dźwięki nie zlewają się ze sobą, łatwo wyłapać zmiany na poszczególnych instrumentach.

 

Ze względu na ciemniejsze i cieplejsze brzmienie, proponuję łączyć VE Asurę z chłodniejszymi odtwarzaczami, które będą trzymały w ryzach wyższy bas i podkreślą nieco górę. xDuoo X3 był ich dobrym kompanem do wieczornych odsuchów, natomiast na Fiio X1 już zaczynały się dusić.

Osobną kwestią jest zapotrzebowanie Asury na prąd. Pozornie 150 omów, to już wymóg podpięcia wzmacniacza słuchawkowego, jednak skuteczność na poziomie 120 dB udanie niweluje niedomagania w głośności. A wysterowanie? Przy słabiutkim mocowo Samsungu S6 nie jest może tak dobrze, jak na xDuoo XD-05, ale nie widzę powodu, by ich tak nie słuchać. Jest przyjemnie, dużo nam nie ucieka, charakter VE zostaje zachowany. Tu zaskoczenie mocno na plus.

 

Komu mogę je polecić? Na pewno miłośnikom relaksu, którzy lubią barwny i spokojny dźwięk ze stonowaną górą. Taki pchełkowy odpowiednik Sennheiserów HD650? Na pewno nie są zbliżone poziomem, ale coś w ogólnym charakterze obu słuchawek wydaje się zbieżne.

Jeśli jednak ktoś szuka dynamitu, czegoś co wyrwie z kapci i naładuje energią, to niestety nie tędy droga.

Choć osobiście tonalnie bardziej podobają mi się VE Monk, ze względu na brzmienie bliższe neutralnemu, to jednak ciężko ukryć, że gdy z nich korzystałem po Asurach, to brakowało mi wyrafinowania, szczegółów i większej spójności brzmienia.

 

A HiSoundAudio Living? Cóż, może z jakichś powodów zupełnie się nie dopasowały ergonomicznie z moim uchem, może nie rozumiem tych słuchawek, albo nie dogadały się z moimi źródłami, ale dla mnie są po prostu niesłuchalne na dłuższą metę. Jazgotliwe, ze zbytnio rozerwaną sceną i oddalonymi wokalami, które nieodparcie kojarzyły mi się z kuchennym radiem. Taki trochę pchełkowy odpowiednik Samsungów Level In-Ear.

Co prawda udało mi się tak ułożyć Livingi w uchu, by te bolączki zanikły – bas się uwypuklał, średnica nabierała naturalnej barwy, a śpiew miło łechtał bębenki – to jednak wymagało to ciągłego i mocnego dociskania pchełek do ucha pod odpowiednim kątem. Nie wyobrażam sobie takiego „delektowania się” muzyką.

I choć teoretycznie wybrałbym je zamiast Asury, ze względu na mocniej zarysowaną górę i większą przestrzeń, to o ile w słuchawkach VE muzyka zazwyczaj sprawiała mi przyjemność, tak na Livingach mnie nieustannie męczyła, więc teoria mocno rozminęła się z praktyką.

 

Czy więc warto kupić Asury 2.0? Nie mając lepszego przeglądu konkurencji, nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Ale na pewno warto się nimi zainteresować, jeśli się szuka małego odpowiednika HD650, bo tak strojone słuchawki (niezależnie od konstrukcji), które jednocześnie dobrze grają, wbrew pozorom nie są specjalnie często spotykane.

 

Za użyczenie do testów VE Asura 2.0 Muzostajnia serdecznie dziękuje sklepowi

logo heven

Dodatkowo specjalne podziękowania dla Gourneya z forum MP3store 🙂

5 uwag do wpisu “VE Asura 2.0

  1. Pchełkowate hd650… No nie mam doków o takiej sygnaturze… Niedobrze, niedobrze. Może chociaż u nas drogie będą! Ale Audiohaeven tanio sprzedaje dobre rzeczy zawsze… Oj, niedobrze, niedobrze… 😛 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz