Audiofile – produkt marketingu czy wrażliwi i naiwni ludzie jako czynnik indukujący erupcję rynkowych kuriozów?

Kiedy wariat zaczyna wyglądać na takiego, który zachowuje się już całkiem rozsądnie, to znak, że czas założyć mu kaftan bezpieczeństwa – Edgar Allan Poe

RMAF2012_Audeze_main

Zwyczajny z pozoru facet, najczęściej dobrze wykształcony, jakoś tam zarabiający albo nawet całkiem dobrze sytuowany, siedzi na wygodnym fotelu wpatrzony w ścianę, czasem w okno, choć pomiędzy nim a ową ścianą znajdują się peryferycznie okazałe głośniki lub na jego głowie spoczywają słusznych rozmiarów słuchawki. W tle, przynajmniej tak to wygląda z perspektywy postronnego obserwatora, gra muzyka, głośno, niemal jak na koncercie, osobliwy spektakl, a facet ani drgnie. Muzyka też nie byle jaka – na pewno nie mainstream, często jazz, czasem klasyka, najczęściej coś stonowanego z nieliczną liczbą instrumentów, źródeł dźwięku i decybeli. Warunek jest jeden – ta muzyka MUSI BRZMIEĆ przez bardzo wielkie „B”. Niedawno na jakimś forum dla realizatorów dźwięku spotkałem się ze sformułowaniem – „Ci, Którzy Słyszą”. Określenie to wydaje mi się niezwykle trafne. Wspomniany facet siedzący w napięciu w tym pokoju na pewno Słyszy i to bardzo wiele. To często ludzie tkliwi, z fantazją, wielką wrażliwością, zainteresowani szeroko pojętą kulturą. Sami siebie nazywają audiofilami i uważają to za całkiem normalne hobby. Tymczasem inni, znający sprawę trochę głębiej, a tym bardziej od podszewki, się z nich naigrawają czyniąc niewybredne komentarze, sarkastyczne przytyki, a ich niewątpliwą pasję przedstawiają jako owoc bezkresnej naiwności albo produkt wysublimowanego marketingu. Mowa oczywiście o ludziach znających to hermetyczne środowisko. Skąd ta zgryźliwość, bezinteresowna arogancja? Komu przeszkadza czyjeś niewinne hobby?

Ciekawe pytania, a odpowiedź, jak to bywa w przypadku tak skomplikowanych problemów – złożona. Diagnozę fenomenu należy zacząć od kwestii definicyjnych. Kto to jest ten enigmatyczny audiofil i co w jego zainteresowaniach, postawie, jest takiego specyficznego, a może nawet zasługującego na krytykę? Wikipedia podaje taką definicję:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Audiofil

Baczna lektura tego hasła w najpopularniejszej encyklopedii świata naświetla z grubsza zagadnienie, choć w wielu miejscach nie postawiono w niej należytych akcentów. Mowa tam o „specjalnym” sprzęcie odtwarzającym muzykę kosztującym koszmarne pieniądze.

Z całą mocą należy podkreślić, że nikomu raczej nie powinno przeszkadzać nabywanie przez osoby tym zainteresowane sprzętu, jakiegokolwiek, za dowolne kwoty. Ręcznie wykonywane czasomierze na ten przykład też kosztują krocie, jednak nie spotkałem nigdy nikogo, kto by krytykował ich nabywców. Luksusowe samochody, ogrody, nawet wnętrza mieniące się złotym połyskiem przysłowiowych klamek jednakże bardzo ZASADNICZO odróżniają się od asortymentu audio dla „Tych, co Słyszą”.

Otóż wszystkie dobra, które powyżej wymieniono, to są zwyczajnie produkty luksusowe służące podkreśleniu prestiżu, a przez to skutecznie udzielające się na rzecz dobrego samopoczucia posiadacza. Czym się różni sprzęt audio dla audiofili od wyrobów premium? Samochód marki Ferrari czy Pagani kupuje się dla osiągów albo dla – jak wspomniałem – efektu społecznego, a po co się kupuje np. odtwarzacz CD w cenie nowego lokum M3 czy kabel łączący odtwarzacz ze wzmacniaczem stereo z zupełnie powszedniej miedzi albo niedrogiego srebra w cenie średniej klasy samochodu? Gdyby audiofile przyznawali, że chodzi o prestiż, niniejszy tekst byłby bezprzedmiotowy. Nie o to jednak chodzi, ba, nie w tym tkwi problem i to żadną miarą!!! Laik w tym momencie pomyśli, że może chodzi o właściwości tych produktów. Tą cechą, najbardziej pożądaną przez audiofili jest właśnie jakość dźwięku produkowana przez daną aparaturę audio. W prosty sposób dochodzimy rychło do podejrzenia, że sprzęt audio w cenie nowego mieszkania pewnie gra proporcjonalnie znacznie lepiej niż taki za połowę tej kwoty, a tym bardziej jeszcze tańszy.

A jak to wygląda w rzeczywistości? Sprzęt za walizkę pieniędzy w dużych nominałach, jest luksusowy, niewątpliwie, ale niestety NIE działa w żaden sposób inaczej niż sprzęt ze znacznie niższego pułapu cenowego. Tymczasem audiofile TYLKO I WŁĄCZNIE PRZEZ PRYZMAT JAKOŚCI DŹWIĘKU argumentują zasadność wydawania nań astronomicznych kwot.

Wzmacniacz za 20 000 zł – zdaniem audiofili – w oczywisty sposób jest znacznie lepszy brzmieniowo – tj. góruje wiernością reprodukcji dźwięku – od takiego za 2000 zł. Tu nie ma pola do dyskursu – przynajmniej dla audioflili. Czy tak jest naprawdę?

Eksperymentalne badania psychologiczne audiofili utrzymujących, że jest to sprawa całkowicie oczywista wskazują jednoznacznie, że audiofile w takim teście nie są w stanie odróżnić wzmacniaczy o zbliżonych parametrach elektrycznych czy nowoczesnych źródeł cyfrowych o podobnej charakterystyce od tych „specjalnych” oferowanych za astronomiczne kwoty. Jedyna rzecz, którą odróżniają to są przetworniki elektroakustyczne czyli zespoły głośnikowe lub słuchawki.

Inny, dla niektórych sztandarowy i najbardziej egzotyczny emblemat audiofilskiego światka to okablowanie łączące urządzenia audio. Oj, taki kabel zdolni producenci wyceniają nierzadko na równowartość samych urządzeń czyli nawet na blisko 200 000 zł, bo tyle kosztuje odcinek 2,5 m Siltecha Emperora Double Crown. O co w tym chodzi? Czy taki kabel poprawia jakość dźwięku w drastyczny sposób? Niestety, wcale nic nie zmienia w tej kwestii w porównaniu z dobrej jakości kablem miedzianym za ok. 100 zł.

Pytanie jakie się w tym miejscu nasuwa wynika zapewne z konsternacji Czytelnika i brzmi, dlaczego więc audiofile, jeśli nie słyszą różnic między zestawem hi-fi stereo za 5000 zł a takim za 500 000 zł, zaś motorem ich działań nie jest potrzeba blichtru i prestiżu, a osiągnięcie jak najlepszej jakości dźwięku,niemal bezwyjątkowo WIERZĄ, często absolutnie bezkrytycznie w to, że wydanie astronomicznej sumy na kabel czy DAC audio przyniesie pożytek w postaci wzrostu jakości dźwięku w ich domowym zestawie?

I odpowiedź na to pytanie jest najbardziej złożona, wielowątkowa i wielopłaszczyznowa.

Zacznijmy od tego, że środowisko audiofilskie jest w jakimś sensie jednorodne. Są to jednostki o pewnym, specyficznym typie osobowości, której rys posiada kilka ciekawych własności, wśród których najważniejsze omawiam poniżej:

(Pisałem o tym szerzej w innym miejscu, więc posłużę się cytatem)

1. KONSERWATYZM ŚWIATOPOGLĄDOWY

to bardzo swoista i wyraźna cecha, którą możemy zaobserwować u znacznej części osób funkcjonujących w tym środowisku. Przejawia się ona w zachowawczym podejściu do spraw obyczajowych, zwłaszcza związków między płciami. Audiofile często posiadają silny kręgosłup norm moralnych, zasadzających się na poglądach idealistycznych, często chrześcijańskich, a przynajmniej nie relatywistycznych. Znajduje to odzwierciedlenie w dyskusjach prowadzonych pomiędzy przedstawicielami tego środowiska, gdzie surowej krytyce poddaje się współczesne rozluźnienie podejścia do życia płciowego, aborcji i eutanazji itp. zjawisk życia społecznego. Wśród przedstawicieli środowiska audiofilskiego, w kontaktach związanych z wymianą handlową sprzętu audio, odnotowuje się znacznie mniejszy odsetek nadużyć czy zachowań nieetycznych w porównaniu do innych grup społecznych.

2. ROMANTYCZNA WIZJA ŚWIATA

manifestuje się w skłonności audiofilów do emocjonalnie intensywnego przeżywania związków międzyludzkich, kurtuazyjnego i nasyconego metafizycznymi impulsami sposobu budowania relacji z płcią żeńską. Z racji takiej postawy audiofile często wchodzą w związki z kobietami o podobnym usposobieniu, albo popadają w konflikt z kobietami o mniej, niż w ich przypadku – labilnym, idealistycznym podejściu do kwestii związków partnerskich.
Najdonioślejszym zjawiskiem potwierdzającym powszechną wśród audiofilów ROMANTYCZNĄ WIZJĄ ŚWIATA jest także bezceremonialne i nie poparte jakąkolwiek logiczną argumentacją odrzucenie racjonalnych, elektrometrycznych czy psychoakustycznych kryteriów oceny jakości sprzętu audio na rzecz metafizyki i opisów subiektywistycznych, w których lubują się audiofile, a w szczególności tzw. recenzenci, jako jednostki najumiejętniej wpływające za pomocą języka na emocje czytelników ich poetyckich opisów wrażeń zmysłowych pojawiających się podczas słuchania muzyki ze sprzętu hi-fi. Co jest absolutnie zagadkowe – nawet osoby z wykształceniem kierunkowym elektronicznym lub pokrewnym, mające pojęcie o tym, jak działają urządzenia audio również często utrzymują, że niektóre zjawiska postulowane przez audiofili, a ewidentnie lokujące się poza horyzontem wiedzy naukowej, jak brzmienie kabli połączeniowych w przypadku sygnałów w postaci cyfrowej, nie są produktem umysłu słuchacza-audiofila, a obiektywną korelacją kuriozalnej przyczyny (np. kabel cyfrowy albo mebel wpływający na dźwięk słuchawkowego systemu audio) z jedynie subiektywnie percypowanym skutkiem. To jedna z najbardziej androgynicznych cech osobowości audiofila.

3. ALIENACJA

audiofile wykazują daleko posuniętą awersję do zjawisk kultury masowej i relatywistycznej obyczajowości promowanej przez współczesne media, co wynika z ich konserwatyzmu. Ich ROMANTYCZNA WIZJA ŚWIATA często stoi w sprzeczności z wymogami stawianymi przez współczesne, laickie społeczeństwo. Dochodzi do tego trudność w odnalezieniu się w różnych formach organizacji społecznej, głównie z uwagi na ekscentryzm, a przynajmniej nieskrywaną ekstrawagancję w kwestii podejścia do spraw związanych z kulturą i obyczajami. To nasila także integrację i homogeniczność poglądów w tej grupie.
Ponadto audiofile wpisują się doskonale w kryteria definicyjne pojęcia HIPSTER. Choć najczęściej nie posiadają żadnego talentu artystycznego, ich zachowania, poglądy, sposób bycia i podejście do mainstreamu kulturowo-światopoglądowego wskazują wyraźnie na silną motywację do bycia ponad przeciętnością, pomimo iż nie kryją się za tym żadne zachowania kreatywne o jakiejkolwiek wartości artystycznej. Zamiast tego, audiofile budują swoją tożsamość poprzez ponoszenie bardzo dużych nakładów finansowych na zakup urządzeń audio wydatnie wzmagających ich przeżywanie muzyki.

4. PRAWICOWE POGLĄDY POLITYCZNE  

audiofile manifestują często silne przywiązanie do ugrupowań prawicowych odwołujących się do wolności jednostki, tradycji i wartości religijnych. Ta cecha jest bardzo prosta do stwierdzenia niemal na każdym publicznym forum tematycznym dedykowanym audiofilom toczą się liczne dyskusje zawierające zapalczywą krytykę ideałów i wartości lewicowych. Nie jest to jednak zmienna dystynktywna.

5. FLUENCJA SŁOWNA

– wielu audiofilów, nawet jeśli nie posiada wykształcenia humanistycznego, bardzo sprawnie operuje językiem, czego dowodem są wytrawne, nacechowane figurami stylistycznymi zapożyczonymi wprost z literatury lirycznej tzw. Recenzje sprzętu audio. Zawierają one nie tylko suchy opis wrażeń słuchowych autora recenzji związanych z obcowaniem z danym modelem aparatury audio, ale także rozbudowane dygresje światopoglądowe, publicystyczne, beletrystyczne. Śledząc internetowe fora audiofilskie również łatwo odnotować liczne przykłady złożonych opisów i form dyskursu o bardzo wyrafinowanej strukturze literackiej. Niektórzy audiofile zakładają własne blogi by podzielić się nie tylko subiektywnymi wrażeniami i opiniami na temat posiadanego sprzętu audio, ale także pisać o sprawach kulturoznawczych, filozoficznych bądź zagadnieniach z innych dziedzin, co jednak prawie w ogóle nie jest dostrzegane przez jednostki profesjonalnie zajmujące się tymi dyscyplinami.
Innym, wręcz kluczowym symptomem ROMANTYCZNEJ WIZJI ŚWIATA występującej u osób ze środowiska audiofilskiego jest niezwykle specyficzna forma zainteresowania muzyką i sposobem jej celebrowania wyrażająca się poprzez inwestowanie irracjonalnych nakładów finansowych w sprzęt audio. Wydaje się, że audiofil dokonuje tych wszystkich nieracjonalnych i kompulsywnych działań związanych z obcowaniem z muzyką w warunkach domowych właśnie ze względu na jego silną inklinację do osiągania stanów głębokiego uniesienia emocjonalnego podczas kontaktu z sztuką muzyczną. Co równie istotne, oprócz intymnego stosunku do muzyki i innych form sztuki, audiofilów cechuje przede wszystkim emocjonalny stosunek do posiadanej aparatury audio.

Oprócz wyżej wymienionych cech należy jeszcze zauważyć, że osią tego całego obłędu na punkcie niedziałających obiektywnie lepiej niż te tańsze, idiotycznie drogich sprzętów do odtwarzania muzyki jest także pierwiastek hubrystyczny obecny w postawie osób wykazujących podejście audiofilskie. Dochodzi do tego jeszcze labilność emocjonalna, wspomniana już wrażliwość i odrzucenie racjonalnej oceny własnej percepcji.

Najbardziej uderzająca jest jednak negacja wyjaśnień empirycznych różnych zjawisk percepcyjnych w przypadku osób ze środowiska audiofilskiego.

Audiofil w ślepej próbie, gdy dana osoba przeprowadzająca takie doświadczenie, nie dostarczy mu informacji,  jakie urządzenie emituje dźwięk (nie dotyczy to jak wspomniałem głośników) – zbliżone pomiarowo: tańsze i wielokrotnie droższe, nie potrafi wskazać różnic między nimi, natomiast brak powodzenia w takim teście audiofilowi zazwyczaj w ogóle nie przeszkadza twierdzić, że te urządzenia są rozróżnialne,  a korzyści jakościowe w sensie brzmienia związane z droższym urządzeniem są bardzo istotne, a najczęściej potrafi szczegółowo opisać ich charakter.Zapytany w takiej sytuacji, dlaczego ich nie słyszał w ślepej próbie, często odpowiada, że nie ma to dla niego znaczenia, gdyż w normalnych warunkach widzi, czy sprzęt odtwarzający zalicza się do kategorii „normalnych” tj. np. studyjnych czy tzw. budżetowych czy audiofilskich, pomijając przy tym całkowicie oczywisty wpływ w takich okolicznościach AUTOSUGESTII na ocenę brzmienia i na zdolność jego rzekomego rozróżnienia.

W dalszej części będę rozwijał wątki szczegółowe ww. problematyki.

autor: Rolandsinger (alias Szwarzcharakter)

35 uwag do wpisu “Audiofile – produkt marketingu czy wrażliwi i naiwni ludzie jako czynnik indukujący erupcję rynkowych kuriozów?

  1. Im wiecej spojrzeń na audiodziedzinę, tym lepiej. Racjonalne, krytyczne, sceptyczne , empiryczne podejście jest tym, czego nam tutaj brakowało. Roland będzie na łamach MuzoStajni stał na straży zdrowego rozsądku i bedzie piętnował audiofilskie przywary.
    Welcome on the board!

    Polubienie

  2. A powiedz mi czy postulatu o hraku kreatywności nie obala właśnie fakt, że audiofile wynieśli konsumpcjonizm do rangi sztuki? 🙂
    Podzielam pogląd Janusza – wejście brawurowe 🙂
    A w ogóle nasunęło mi się inne skojarzenie – czy racjonalnymi są koneserzy sztuki, zwłaszcza tej surrealistycznej, kubistycznej, prymitywistycznej skoro na pierwszy rzut oka widać, że część z tych dzieł za miliony ojro mogła równie dobrze wyjść spod ręki średniowprawnego sześciolatka? Skąd zatem te westchnienia? Znowu aspekt cenowy/prestiż/snobizm? 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Odwrotnie.
      Miała być Agora ?
      I będzie !
      Czy my jesteśmy kółkiem wzajemnej adoracji?
      Roland ma wazne rzeczy do powiedzenia, bardzo wazne. Rzadko kiedy daje mu sie je spokojnie wyeksplikować.
      U nas nie ma o to obawy. Roland , jak każdy w MuzoStajni jest u siebie.
      Niech żyje wolność słowa!
      Z tych pobudek MuzoStajnię powołałem do życia, Roland misję mą wypełni niebo lepiej !

      Polubienie

        1. Słabe z nas Janusz audiofile… Ale…

          „To som audiofile na miarę naszych możliwości! ”

          Może tam we Warszawach , Krakowach i Wroclawiach, ale w małych wielkopolkich wsiach 😉 ? Jak nasze!

          Że prąd mamy, to sukces!
          Bo wichura za oknem…

          Polubione przez 1 osoba

  3. Nadzwyczaj stonowany tekst jak na Rolanda.
    Co prawda z pomiarami jak zwykle przesada (bo wychodzi, że nic nie zagra lepiej niż Clip+ w granicach naszej percepcji), ale tak, to całkiem nieźle.

    Polubienie

  4. Roland znowu miesza poglądy – Audiofil kojarzy się często z oszolomem . A według niego audiofil ma poglądy chrześcijańskie i prawicowe. No to raz, że dowiedziałem się że jestem Audiofilem (choć sprzęt za słaby…) a dwa , że jak zwykle lekko dopiekamy owym „oszolomom”. Na szczęście to nie poziom Żakowskiego, Michnika czy tego profesora od owadów z PO.

    Polubienie

  5. Mnie Siaea tutaj uświadomił, że trzeba wrócić do korzeni – z poszukiwacza sprzętu przeobrażam się ponownie w poszukiwacza muzyki 🙂 ot co. A prawicowcem jestem. Konserwatywnym bardzo, mimo że jeszcze nie starym. Nie przeszkadza mit, bo pragmatyzmu mi zostało na tyle, że jak nie słyszę, że jest dużo lepiej, albo to dużo lepiej i tak jest nieadekwatne do różnicy w cenie – nie kupuję. I tak sobie tkwię w błogiej nieświadomości słuchając z Sansy Stark, tfu, wróć, Sport hje120 na przemian z K551 plus w domu para żałosnych dla początkującego nawet audiofila głośników edifier. Jak długo jak muzyka dostarcza mi relaksu, tak długo mam gdzieś z czego to leci.

    Polubienie

  6. witamy… na poczatku nie skumalem ze to Roland 😀
    ufff… audiofilem nie jestem, ale prawie zostalem jak sobie pomysle. Chyba tylko brak czasu mnie uratowal 😉
    Ale co tam… kable slysze – w granicach rozsadku mam nadzieje 😉
    I caly czas potwierdzajac teorie ze kable jakie sluchalem do 10k pln ni cholere nie przewyzszaja takich co sam sklece z dobrych materialow (poki co ktorych koszt nie przekroczyl mnie 500pln za pol metrowy kabel).
    Te natomiast zdolalem odroznic w nieprofesjonalnych ale pseudo slepych testach od sklepowych miedziakow czy DIY na bazie sommera, cordiala itp…

    Polubienie

  7. Niech sobie żyją na zdrowie : ateiści, chrześcijanie, prawicowcy, lewicowcy, ortodoksi, wyznawcy Buddy i Manitou, geje, czarni, biali, żółci i czerwoni oraz audiofile. Niech sobie żyją na zdrowie. Mnie nic do tego.

    Wyliczanka była po to żebyśmy uświadomili sobie, że roztrząsanie pewnych zjawisk może przybierać symptomy rasizmu.
    Ten potępiono już bodajże w 1948 w Deklaracji Praw Człowieka.

    Też coś zadeklaruję w takim razie :

    dopóki audiofil nie porwie mi córki żeby sprzedać ją do Emiratów arabskich, bo brakło mu na słynne kable – mnie nic do niego.
    Niech sobie żyje na zdrowie, słucha czego chce i na czym chce.

    Jednym z mierników naszej kultury i człowieczeństwa jest zdolność akceptowania „inności”.

    Polecam w tym względzie, bardzo dobrą książkę R.Kapuścińskiego „Ten Inny”, która jest zbiorem wykładów wygłoszonych przez Autora w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu, na Uniwersytecie Jagiellońskim z okazji przyznania tytułu doktora honoris causa, w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera oraz podczas Międzynarodowego Sympozjum Pisarzy w Grazu.

    Czas stracony na roztrząsanie takich zjawisk socjologiczno-kulturowych wolę poświęcić na bardziej pożyteczne rzeczy.
    Ot, chociażby na słuchanie muzyki.

    Polubienie

  8. A mnie cieszy analiza Rolanda. Nie wiem tylko w jakiej części ona jest Rolanda? Tu mam nadzieję , źe Rollo sam się ustosunkuje. Ew. noty bibliograficzne mile widziane. Teoria osobowości audiofila wyzej wyłożona jest bowiem ontologicznie sprzeczna. Cierpi na to, na co eklektyzm cierpi. Jest metodologicznie nie do utrzymania. Łączy bowiem teorie wzajem sprzeczne.
    W wyzej opisanej osobowości audiofila odnajdujemy
    1. Teorie cech (ona przywołuje bowiem określone cechy charakteru/umysłu) teorie cech sa teoriami empirycznymi, powstałymi w wyniku badań empirycznych/pomiarów statystycznych – są naukowo udowodnione w tym sensie, empirycznie powtarzalne, mierzalne, postałe metodą naukową. Czy te cechy osobowości audiofila tak zostały utworzone? Śmiem wątpić 😀
    2. Teorie osobowości (opis rzeczonych cech ewidentnie wskazuje na prowieniencje humanistycznie ukierunkowanych teorii osobowości – jak zwał tak zwał, ale każda teoria osobowości zawierać musi i musi opisywać mechanizm kształtowania tejże, czego w teorii Rolanda brak, zatem nie jest to teoria osobowości , choć udaje takową… ) czym jest zatem?
    3. Behawioralnym opisem zachowania / powierzchownym zatem, ex definitione NIE będącym teorią osobowości ani naukową empiryczną teoria cech…

    Czy ma związek teoria Rolanda o osobowości audiofila z nauką?

    Nie jest teorią cech – z empiryczną nauka nie,
    Nie jest teorią osobowości, nie podaje mechanizmu kształtowania osobowości audiofila

    Jest teorią behawioralną, opisem zachowania, niczym wiecej.

    Ubraną w język teorii cech i teorii osobowości.

    Eklektyczny miszmasz , ontologicznie, metodologicznie sprzeczny.

    Nie ma żadnej mocy eksplanacyjnej ani predykcyjnej, ergo:

    Nosi pozory tylko nauki, z nauką ma wspólne tylko luzem wymieszane pojęcia.

    Czym jest zatem?

    Heurezą myślową, pokazującą na ciekawe zjawisko społeczne, owszem.

    Tak ją traktuję.

    Z drugiej strony, Rollo, dobry temat na doktorat i wowczas empirycznie sprawdzenia i ew. budowanie teorii osobowości z mechanizmami…

    To pisałem ja,
    niegdysiejszy doktorant w Zakładzie Psychologii Osobowości UAM 🙂
    Wiele wiedzy wyparowało, ale jakiś tam fundament został…

    Polubione przez 2 ludzi

  9. Manu, to co wyżej napisałem, trudno będzie Ci zagadać 😉
    Nie pasuje do profilu – skasuj. Szat rozdzierać nie będę … 🙂

    Odniosę się do rynkowych kuriozów, które faktycznie, jeżą włosy na głowie.

    Audiofilizm z punktu widzenia zwykłego zjadacza muzyki jest zjawiskiem pożytecznym.

    Przynajmniej powinien być.

    Dlaczego ?

    Generuje rynek, wymusza u producentów działania, zapobiega sprzętowej stagnacji.

    Owszem, generuje też zaporowe ceny, ale jest to zło konieczne, które jednak niesie za sobą jakiś tam postęp techniczny.
    Podobnie jest z wojnami, które „siejąc na lewo i na prawo kosą”, generują również technologiczny postęp wykorzystywany później dla dobra ludzkości.

    My, zwykli słuchacze, dostajemy z audiofilskiego stołu jakieś kawałki tortu w technologiach wdrażanych potem do bardziej masowej, niż audiofilska, produkcji.

    Zawsze znajdzie się też jakiś producent, vide : Takstar, który zagra producenckim darmozjadom na nosie, pokazując, że można dobrze zrobić prawie to samo, ale znacznie taniej. My zaś możemy z tego skorzystać.

    Gdyby nie takie środowiska mielibyśmy na półkach sklepowych sto pięćdziesiąt „odmian ” słuchawek Beats *, różniących się od siebie … kolorem i basem, przepraszam : bassem ( http://forum.mp3store.pl/topic/126523-bass/#entry1181799 ). W jednych byłby bardziej podbity subbass, w tych drugich midbass …

    I byłby to koniec świadomości muzycznej u Kowalskiego. I koniec rynku dla świadomego słuchacza.

    Tak więc, dla mnie, przeciętnego słuchacza, audiofil jako zjawisko jest bardzo pożyteczny.

    I zamiast jeździć po nim jak po łysej kobyle będę go hołubił, poił mlekiem z butelki, przewijał pieluchy, mruczał mu kołysanki do snu,
    dawał cyca, głaskał, tulił i pielęgnował.

    Bowiem dopóki żyje audiofil dopóty ja nie będę skazany na Beatsy i beatsopodobne produkty.

    ______________________________
    Beats – użyłem jako skrótu myślowego, który zrozumie każdy zainteresowany Muzyką.
    Jednocześnie wszystkich zadowolonych użytkowników słuchawek tej marki, jeśli poczuli się urażeni, przepraszam.
    Nie to było moją intencją. Marka natomiast dosyć dokłądnie obrazuje to dzieje się w branży muzycznej.

    Polubienie

  10. Ja nie zagaduję przecież. Wskazałem metodologiczne i ontologiczne sprzeczności w quasiteorii Rolanda tym samym skazując ją na status heurezy, nie nauki, jak można by z pozoru myśleć.
    Musi być i trawa i bawół i lew. Trawa to audiozabawa, bawół to dojny audiofil, lew to audioproducent, który go wykańcza, a Roland? Nie wiem, chyba na safari…

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz