MO(j)E małe spostrzeżenia

Thommowe Sennheiser Momentum On-Ear kończą trasę po Polsce zatrzymując się na chwilę u mnie i choć na recenzję nie ma czasu, to skrobnę co o nich myślę.

Na początek najważniejsza rzecz – w życiu ich nie kupię. Urodziwe, ciekawie grające, małe. Wręcz idealne portable. Ale nie kupię i już. Przede wszystkim moje uszy ich nie akceptują. Dwie godziny z MOE przekładają się na kolejne dwie godziny bólu głowy, a w szczególności małżowin. Jednak niedobrze, gdy się posiada dużą głowę podczas użytkowania małych słuchawek i materiałowe pady niewiele tu zmieniają. Plus ucisku jest taki, że pewnie siedzą na głowie i tłumią odgłosy ulicy w takim stopniu jak lubię, czyli większość wycinają, ale karetkę czy pisk opon za sobą usłyszę.

Drugim powodem się zapewne narażę, ale co tam: Nie podobają mi się. Znaczy się… podobają. Naprawdę świetnie wykonany kawał słuchawek w retro klimacie, aż miło się patrzy. Po czym zakładam je na głowę i czuję się tak: kapusniaczekJednak żeby nie było, że urządzam sobie mały lincz, to dam im plusa za brzmienie. W cholerę wielkiego plusa. Do domu bym takich nie chciał, ale mają wszystko czego oczekuję od słuchawek portable.

Do klasyki są dla mnie za ciepłe, koncerty Loreeny McKennitt brzmią przyjemnie, ale z kapci mnie nie wyrwały. Znaczy się jednak MOE są przeciętne? Ależ skąd! Wykop na dole (no, może czasami kapkę za dużo tego midbasu), przejrzystość, dynamika, kontrola nad dźwiękiem, spora i uporządkowana scena jak na takie maleństwa… No po prostu to jest to. Jeszcze w żadnych przenośnych słuchawkach nie słuchało mi się tak dobrze metalu. Jest siła! Gitary są pełne życia i energetyczne, perkusja wybija żwawy rytm, wokal płynie pewnie pomiędzy dźwiękami instrumentów, a w wysokich tonach nie ma nic, co by męczyło, choć przecież nie są wykastrowane. Ideał jako towarzysz szybkiego spaceru wokół jeziora.

Oczywiście nie samym mocnym graniem człowiek żyje, więc odpaliłem Diary Of Dreams i „Oxygene” Jarre’a do kompletu. Cóż… wgniata w fotel. Przy czym przyznam szczerze, że nie wsłuchiwałem się w pasma, czarne tła i inne audio-zmazy. Bo mi się nie chciało, bo muzyka wspaniale uwodziła, bo z MOE są zdolne kłamczuchy.

I genialne jest to, że nie wymagają wzmacniaczy i potężnych grajków. Dobrze im robią, ale nie są niezbędne. Pod tym względem, posiadam bardziej wymagające dokanałówki. A jakież to piękne, podpiąć do grajka/telefonu i z miejsca cieszyć się muzyką. Byle przynajmniej przyzwoicie zrealizowaną muzyką, bo te Senki potrafią rzucić w twarz syfem z nagrania.

Ale głowa mi już daje znać, że czas je ściągnąć z uszu 😦 Więc idą z powrotem do pudełka, by wrócić do swojego właściciela. I choć nie trafią do mnie na stałe, to nie żałuję tych kilku dni z nimi. Piękna i uzdolniona kochanka, ale na co dzień, to my się nie dogadaliśmy…

Dzisiejszy tekst sponsorował Thomm.

Thommowe Sennheiser Momentum On-Ear były u mnie dość krótko, bo zaledwie trzy dni. Za co bardzo mu dziękuję, że mogłem ich posłuchać i dotknąć.

Wykonanie tych słuchawek to mistrzostwo, sam wygląd może nie każdemu przypaść do gustu,  ale użyte materiały i precyzja wykonania to światowy top. Jak przystało na słuchawki portable na wyposażeniu dostajemy super etui, dla zapewnienia komfortowego transportu. Odpinane kabelki (jeden z pilotem) są odpowiedniej długości, nie plączą się, nie są za sztywne, są taki jakie powinny być. Byłem pod dużym wrażeniem wykonania tych słuchawek, czułem się jak bym obcował ze Świętym Graalem. Po skończonych odsłuchach szybko je chowałem do wspomnianego etui, żeby czasami coś im się nie stało.

Ogólnie nie jestem miłośnikiem słuchawek nausznych, podczas dłuższych odsłuchów męczą mnie i uwierają w małżowiny. Z Momentum On-Ear  niestety było podobnie, wytrzymywałem w nich około 1,5 godziny. Później musiałem dać odpocząć małżowinom. Welurowe pady nie okazały się lekarstwem na moją  przypadłość. Mam dość dużą głowę i nacisk pałąka mimo maksymalnego rozszerzenia był u mnie odczuwalny. Za to słuchawki pewnie i stabilnie trzymały sie głowy, a to chyba dobrze jeśli chodzi o portable.

Nie jestem też zwolennikiem szkoły grania Sennheisera, a dokładnie nie byłem dopóki nie posłuchałem Momentum On-Ear. Spodziewałem się dobrego brzmienia po wcześniejszych opisach tych słuchawek i się nie zawiodłem. To jedyne Sennheisery które bym kupił,  gdyby były wygodniejsze w noszeniu. Są łatwe w napędzeniu, mają dobrą szczegółowość, mocny bas, zupełnie nie  sennheiserowską górę, fajną scenę i są niesamowicie muzykalne. Tu miałem mały opad szczeny, po wcześniejszych doświadczeniach z tą  firmą. Gdyby to były słuchawki wokółuszne,  nad ich zakupem  nie namyślał  bym się nawet przez minutę. A tak pozostaje mi sprawdzić jeszcze trochę większego brata Sennheiser Momentum i mieć nadzieję na lepszą wygodę w tym modelu.

Duży plus za jakość dźwięku i wykonania, posiadacze małej głowy mają jednak lepiej.

jd1210

Dzięki Thomm

27 uwag do wpisu “MO(j)E małe spostrzeżenia

  1. Mam dokładnie takie same odczucia. Ten model sennków to ideał muzykalności. Zakładałem je na głowę i cieszyłem się muzą ile tylko się dało. Dają mnóstwo funu i radochy. Słuchając żywych melodii aż chce się śpiewać i tańczyć.

    Polubienie

    1. Podpisuję się. Wymarzone słuchawki portable, od razu je chciałem kupić, używki były za 300 chyba na forum, na szczęście ktoś był szybszy. Dla mnie idealne właśnie prosto z touch5 (playera) , lekkie, komfortowe, nie cisnęły mnie w uszy/głowę. Perfekt. Ale mnie pokazała się jedna wada. Czasem zakłuły mnie sybilanty i trzeba było ściszać i frajda zmniejszyła się. Nie wiem, może ja jestem szczególnie czuły na ten aspekt…

      Polubienie

    1. Prosto z t5 były czasem sybilanty, mam trochę metalu słabo zrealizowanego, fakt, kiedy pośredniczyło e18 – sybilantów już nie pamietam….
      Natomiast dla mnie cały urok tych słuchawek to właśnie wpięcie ich prosto w player…
      To jest coś , czego zazwyczaj nie doświadczam, bo słucham zawsze portable z kanapki, najczęściej z ifi Ican nano, teraz czasem – kiedy mam dodatkowo prócz łączówki Forzy , świetną hybrydę od Audeos – także e17 – w parze z t4 🙂

      Polubienie

      1. Ja na Lumii sybilantów nie uświadczyłem. Ale oczywiście mogłem za krótko słuchać.
        Trzeba było tylko zrobić korektę w dół na eq pomiędzy basem i średnicą, a później już był tylko szał 🙂

        Polubienie

  2. Ja traktuję MOE jako uzupełnienie Q701, które są dla mnie (i pewnie długo będą) podstawowymi, domowymi nausznikami.

    Niestety Wasze opinie potwierdzają to, czego i ja doświadczyłem: w MOE nie da się wysiedzieć dłużej niż tą godzinę, dwie maksymalnie (a głowę mam małą). Duże Momentum pod tym względem są podobno takie same.

    Też szukam słuchawek, które miałyby sygnaturę MOE, ich muzykalność ale jednocześnie wygodę 701. Nie wiem jak granie MOE ma się do Beyerów DT990 pro 250Ohm, bo to jeszcze jedyne słuchawki w przedziale cenowym ~1000zł, które chętnie bym sobie sprawił (czytając opinie na ich temat chyba grają podobnie i wszędzie są wysoko oceniane), ale nie miałem ich na uszach więc nie wiem, ale dopiero skonfrontowanie opinii innych z własnym gustem powoduje czy coś nam pasuje czy też nie.

    Polubienie

    1. Mogę Ci wysłać 🙂 imo są podobne. Moje beyery są nieco …. Hmm sfatygowane i brzydkie? Ale grają wspaniale. Są recablowane trwale dhc, pieknie pozieleniałym. 😀

      Polubienie

      1. Jeśli mógłbyś to ja je chętnie przygarnę na kilka dni 🙂 I przy okazji zrobiłbym kolejną konfrontację, tym razem Beyer vs AKG.

        Strasznie mnie kręcą 990pro,kilka razy byłem już o krok od ich zakupu ale boję się, że może być z nimi tak, jak z HD600 – ogólnie bardzo wysoka jakość dźwięku, klasa sama w sobie ale… nie do końca wpasowana w mój gust. A nie chcę kupować w ciemno po to żeby za tydzień, dwa wystawiać je na sprzedaż.

        Polubienie

        1. Dobra, w poniedziałek pójdą lub wtorek. To juz zależy od chirurga 😀 bo może znowu chcieć mnie kroić a krwawiący na pocztę nie pójdę 😀

          Polubienie

          1. Spoko, jak do końca przyszłego tygodnia do mnie dotrą to będzie git 😉 Ja mam wolne 29 i 30 września to wtedy wziąłbym je wtedy na warsztat i odeślę Ci je tak żebyś miał je z powrotem 1-2 października 🙂

            Polubienie

        2. I jeszcze co do MOE I hd600 – ja bym kupił MOE bez wahania – do portable – dźwiękowo radość i zabawa taka jak z d600 i d7100, mega, imprezka 😀 ale duuuużo wygodniejsze – dla mnie. Bo tamte mnie na łbie nieco sie kolebały… I wykazywały tendencje „spadywujacą” dla mnie MOE TO NAJLEPSZE PORTABLE świata (mojego , słuchawkowego) ale do Rapture – tylko hd600. Stacjonarnie tylko hd600 gdybym miał wybór. Jak Pan Bóg przykazał. IMHO – obie pary są wybitne i w czołówce światowej – w swej cenie i w swej klasie. Są na podium, bez dyskusji. Sennheiser!

          Polubienie

        3. Ja mam nie modowane DT990PRO, jeśli rzeźnika Manuela pokroją to mogę Ci swoje podesłać. Daj tylko cynk kiedy i już jadą.
          DT990 grają bardzo naturalnie i wyparły moje pupilki Hp100. Grubby dobrze pisał chwaląc DT990.

          Polubienie

          1. Oki, jakby coś to dam Ci znać 🙂 Ale znając konsekwencję Manu to jednak zrobi to i je mi wyśle 😉

            Jaja to będą jeśli się okaże, że bardziej wpasują się w mój gust te Beyery niż Q701. Cóż, na szczęście jakiś mały zapas na koncie jeszcze mam….

            Polubienie

            1. Zupełnie inne granie. Jako alternatywa – tak, jako uzupełnienie, tak. Zamiast – nie.
              Ja mam Renesans q701 z Rapture, z touch5 – audeos hybryda 7n – nano i z touch 4 – forza 7n- e17 (mam kabelek portable ręki Fatso od all999) dla mnie to znakomite słuchawki i NIEDOZASTĄPIENIA , podobnie jak hd600 i modowane srh1440 (pady od 1540 i kabel basowy Forzy) te trzy leżą u mnie na biurku codzień i na zmianę ich słucham. Serio. A reszty okazjonalnie.

              Polubienie

          1. Ja słuchu młodzieniaszka już chyba nie mam a pracuję na zakładzie przemysłowym gdzie jest dość głośno (odlewnia D-1, Brembo, Dąbrowa Górnicza-Ząbkowice) i stopery dużo nie dają. Może dlatego też słucham głośno muzyki. Ale nawet słuchając głośno różnych gatunków muzycznych nie spotkałem się z sybilantami na MOE, natomiast zaintrygowałeś mnie nimi na tyle, że jak do mnie wrócą to je dokładnie obadam pod tym kątem 😉

            Polubienie

            1. Ja mam problem z sybilantami generalnie. Z większością słuchawek. Winiłem na pewno częściowo słusznie dac magika 100, którego słabości obnażyły dobre kable ręki Jimmiego i Grubbego ale, słucham za głośno. Wiem, bo Mikołaj mi mówił na meecie 🙂
              I sposób znalazłem – z dobrymi kablami i za ostrym magikiem nie da sie słuchać za głośno 😀

              Polubienie

      1. Wstępnie moglibyśmy się umówić 29 września, mam wtedy wolne, z tym, że grafik mi się zmienia jak w kalejdoskopie, dlatego piszę „wstępnie”. Podjechałbym do Katowic ze sprzętem, byłaby okazja się realnie poznać, może posiedzieć przy piwku lub coli 🙂 Ew. zawsze pozostaje pewniejsza opcja wysyłania sobie słuchawek kurierem, tak jak to robimy z Manu. Jeszcze jest trochę czasu, zobaczymy co się wykluje w międzyczasie 😀

        Polubienie

Dodaj komentarz