Kotleta się wtrynia, a wzmacniacze się smakuje.

Porównując wzmacniacze wpadła mi taka analogia kulinarna:

Niektórzy ludzie przywiązują dużą wagę do smaku, mają rozbudzone zmysły, a ich neurony związane z powonieniem są tak wytrenowane, aby sięgać do trzeciego i czwartego posmaku. Ja nigdy smakoszem nie byłem, dla mnie wypas to przyrządzony przez mamę schaboszczak podany z tłuczonymi w niedziele, popijany kompotem, a nie żadnym szato de drogio.

Jednak nie generalizuję swoich upodobań do całej populacji, dla kogoś zjedzenie czegoś smacznego może mieć wyższy priorytet. Może ktoś rzeczywiście oczekiwać czegoś więcej. Jest to jak najbardziej uzasadnione (choć nie zawsze dobrze wycenione, ale to już problem zainteresowanych).

Ze wzmacniaczami jest podobnie, chociaż tutaj, w odróżnieniu do kulinariów, dałem sobie przyzwolenie na odkrywanie świata smaczków. Natomiast patrząc teraz wstecz, to nie jestem w stanie potępić – i proszę też tego nie próbujcie – osób słuchających z lepszych kart zintegrowanych w komputerze, na słuchawkach z dolnej półki, choć nie kupionych na chop siup, a wybranych po wstępnym rozeznaniu.

Tak też można słuchać muzyki i cieszyć się nią. Różnica jest właśnie w tych smaczkach. Cała magia, podobnie jak w gastronomii, dzieje się w subiektywnej percepcji słuchacza okraszonej instrukcjami wyobraźni.

Oczywiście, sprzęty różnią się też obiektywnie, jeden gra czyściej inny, w bardziej skompresowany sposób, jeden popisuje się precyzją wybrzmiewania, trzyma wszystko za przysłowiową mordę, a drugi pozwala na trochę luzu. Nieliniowości i liniowości sprawiają, że dostajemy inne barwy dźwięków, inną prezentację przestrzeni, itd..

Z perspektywy mistrza zen, te różnice będą przebiegać w obrębie pewnych granic, które wbrew pozorom nie są tak szeroko rozstawione, jakby to w pierwszym momencie mogłoby się wydawać. Jednak perspektywa osób, którym „zależy” będzie trochę inna, narzucająca większe wymagania i licząca na „mocniejsze” doznania.

Sam sobie musiałem odpowiedzieć na pytanie: czemu jednak zaczęło mi zależeć na dźwięku w dobrym smaku…?

Wydaje mi się, że o ile zjedzenie czegoś naprawdę dobrego, jest miłym niezobowiązującym bonusem, tak, gdy zaczniemy słuchać lepszej jakościowo muzyki i testować lepsze sprzęty, to potem powrót do niższych standardów jest subiektywnie bolesny. Mamy wtedy poczucie, że czegoś brakuje (np. przy odsłuchiwaniu dobrze znanego utworu).

Kojeną kwestią jest fakt, że niemal w każdym sprzęcie jakiejś cechy będzie brakować na rzecz innej (zawsze jest coś za coś), jest to czasem powód wyjaśniający, dlaczego człowiek zaczyna migrować po torach łudząc się, że nowy sprzęt będzie miał „to wszystko”. Czasami wypełniamy rozczarowania faktem, że mamy szanse rozsmakowywać się w innych szczególikach naszej muzyki, mówiąc inaczej, sama odmiana przynosi pewną dozę szczęścia.

Po jakimś czasie wraca rozsądek i zmieniamy trochę kryteria co do dźwięku „bezwzględnie najlepszego” na rzecz czegoś praktycznego, sprawdzającego się w danej muzyce. Choć wiadomo, jak w każdej dziedzinie są ludzie dążący do złotego środka, będący gotowi iść na kompromisy i tacy, którzy brną w skrajności do samego końca.

Ciekawym aspektem audio, o którym możemy często przeczytać, jest znaczenie synergii całego toru. No właśnie, czym jest tak zwana synergia. W psychologii mówimy o tym, że jeśli dwoje ludzi wynosi z kontaktu między sobą więcej niż do niego wnieśli (1+1=3), to mamy do czynienia z synergią. W przypadku żonglowania sprzętami w pewnych momentach możemy odnieść podobne wrażenia.

W szczegóły techniczne nie będę się zagłębiał, choć pewnie odgrywają tu znaczną rolę, jednak o samym terminie warto wspomnieć przy omawianiu wzmacniacza.

W torze audio na każdy element trzeba patrzeć przez pryzmat towarzystwa, w którym on działa. Dobry wzmacniacz często podciąga w górę wrażenia z odsłuchu słuchawek, zasilając je bardziej poprawnie lub dodając pożądanych cech. Jeśli  jednak nie zgra się z tym co dostanie na wejściu od źródła, lub nie będzie w stanie tego wykorzystać, to może zepsuć całą zabawę.

Moim zadaniem różnice w dopasowaniu sprzętu są częstą przyczyną różnic w opiniach osób wypowiadających się w Internecie. Bez zrobienia szczegółowych pomiarów i bez znajomości tematu od podszewki (a nawet wtedy) odnoszenie się z pamięci do innego wzmacniacza słuchanego na innym źródle, w innych warunkach, jest mało miarodajne.

Ostatecznie moje zainteresowanie wzmacniaczami sprowadza się do tego, że czasem zastanawiam się czy moje słuchawki potrzebują czegoś od źródła i jak zgrały by się z czymś innym, co przy możliwej okazji sprawdzam. To mnie najbardziej interesuje.

Fascynujący w większej mierze jest sam moment porównania. Natomiast kiedy człowieka w dźwięku nic nie gryzie i  skupia na samej muzyce, lub po prostu leci ona w tle, to wtedy, różnice pomiędzy dobrymi wzmacniaczami schodzą dla mnie na dalszy plan.

Chętnie poczytam o waszych doświadczeniach ze wzmacniaczami w komentarzach pod wpisem, może macie jakieś własne systematyczne podejście do wybierania dla siebie sprzętu? Co lubicie we własnym sprzęcie, dlaczego akurat on leży u was na biurku/szafce? Napiszcie mi o tym poniżej w komentarzach!

Dziękuję za uwagę 🙂

zdjęcie z miniaturki pochodzi ze strony: http://kuchennewzlotyiupadki.blox.pl/2008/10/Kotlet-schabowy.html

18 uwag do wpisu “Kotleta się wtrynia, a wzmacniacze się smakuje.

  1. Temat MrB poruszyłeś na czasie. Ciekaw jestem czy profetycznie Cię naszło, czy Twe pióro tak szybkie i tak zręczne w reakcji na bieżące wydarzenia? Niemniej post znakomity, zgadzam się chyba po całości, bedę jeszcze raz czytał uważnie, aby gdzieś móc wbić szpilę 😉 mej opozycji, choć boję się, że mi się nie uda 🙂 a kotlety wtryniam faktycznie, a wzmacniacze smakuję muzycznie. Brawo MrB!

    Polubienie

  2. …no właśnie sęk w tym żeby wypracować w sobie kompromis względem sprzętu, jak napisałeś ciągle czegoś szukamy ale taka nasza natura. Ja doszedłem do wniosku że większa ilość sprzętu niszczy moją słabość do muzyki, why……ano mając kilka setów, składek typu dap/dac, amp, słuchawki masz faktycznie cały zakres tego co chciałbyś słyszeć w słuchawkach, fajnie ale po czasie siadając przy moim otl-u, zastanawiałem się co by tu odsłuchać, zmieniłem lampę na 6n23p do tego założyłem TS671/HD668b wrzuciłem Dead Can Dance, bajka, scena, szczegóły powietrze……sam wiesz, nirwana ale lecąc po składzie płyt zachciało mi sie Soulfly…….słuchaliście kiedyś z takiego setu, takiej muzyki, fuj, nie da się, szlag trafił cały plan, trza dupe ruszyć, zmienić lampę słuchawki, nie w zasadzie to te słuchawki nie grają dobrze z otl-em, więc zwijamy te metry kabli z kanapy, przesiadka na mobilkę i już mi się nie chce słuchać……………więc sprzedałem wsio, po 1h w sklepie Denona stwierdziłem pomimo wad D7100 że są kompromisem dla mnie, nie ciekną co było ważne bo resztę domowników szlag trafiał jak słuchałem na TS671, dwa cena jaką zapłaciłem za D7100 skutecznie mnie trzeźwi przed sprzedażą bo bym po pół roku stracił lekko 1k by sprzedać, bez sensu a i tak uparcie będe stał przy swoim że to są bardo dobre słuchawki! X5 zmieniła mi HM601 pomimo tego że 601 w sposób genialny kontrolowała bassy tych słuchawek (reszta to ten sam poziom) to Fiio jest o klasę bardziej uniwersalnym urządzeniem a soft HM601 to jedna wielka żenada, teraz wpadł mi przypadkiem Graham i wprowadził w tor większą przejrzystość, czystość, detaliczność i choć z tego wyszedł pustak to nadal jest przenośny, mogę go zabrać do sypialni, na taras, gdzie by nie był tam to jedzie ze mną bo najważniejsza jest muzyka a z moim rozstrzałem gatunków które słucham i tak wiem że ten ideał w śród słuchawek nie istnieje i choćbym nie wiem co robił to go nie znajdę. Zdecydowanie nie jestem audioholikiem, na pewno jestem muzoholikiem i po sto kroć wolę odkrywać nowe pokłady muzyczne niż szastać sprzętem na lewo i prawo albo przechowywać go na półce po to by się kurzył lub pracował przez 16h miesięcznie! Piszemy poematy o audio a o najlepszym już nikt nie wspomina, Audio bez muzyki przestanie istnieć, muzyka bez audio będzie żyć dalej swoim życiem. Wracając do wzmacniaczy z tymi nie lampowymi mam mało doświadczenia więc mądrzyć się nie będę ale mam nadziej że znajdę taki który da mi kompromis!

    Polubienie

    1. Mam podobne, niemal identyczne wnioski. Jedyny ból to taki, że trzeba było się o tym przekonać na własnym doświadczaniu, tracąc czas i pieniążki. Nie mówię, że wymienianie sprzętów jest złe, ale to powinno być bardziej smakowanie i naturalna droga, łącznie z zawieraniem nowych kontaktów i zwiększaniu swoich możliwości doskakiwania z boku na chwilę,niż jakaś misja, albo seria nietrafionych hype’ów.

      Jestem w takiej samej sytuacji jak Ty, tylko z D600, ale bardziej od sprzedaży powstrzymuje mnie to jak grają niż spadek ceny. Żałuje też trochę sprzedaży Fidelio X1 i to bardziej niż pozbycia się HD650. Co raz bardziej dochodzę do wniosku, że jak znajdzie się idealne słuchawki i słuchawki, które „coś w sobie mają” to bardziej się tęskni po tych drugich, bo ideał się zmienia w czasie, a do czegoś wyjątkowego zawsze chce się wracać.

      Dzisiaj cały dzień spędzony z modowanymi EVO. I nie bardzo mi odpowiadają, chociaż jak na półkę cenową to nie są takie złe. Lecz to co chciałem powiedzieć to to, że przypominają mi moje poprzednie superluxy HD681 i HD668B. Nie są to słuchawki do wszystkiego, jakościowo też nie mają takiego „błysku” tzn, takiego micro, który mają wyższe cenowo słuchawki, ale brakuje mi tej nietypowej „chińskiej monitorowości” tego jak potrafią rozkładać dźwięki. Walczyłem ze sobą czy aby nie nabyć sobie je ponownie jako słuchawki poboczne, ale sobie darowałem, bo mimo, że fajnie byłoby je mieć i są w zasięgu wręcz śmiesznym jak za cenę używek, to jednak zdaje sobie sprawę, że większa ilość słuchawek to więcej zbierającego się kurzu na półkach.

      I najśmieszniejsze jest to, że wkładamy tyle wysiłku w nowy zakup, a odkrycie nowego dobrego albumu w odpowiednim czasie pochłania mniej energii, ale jest może nawet bardziej przyjemne i trwalsze.

      Polubienie

      1. Będę wkrótce pisał recenzje porównawcze Evo mk2, 681 i 631, obu modeli… Na pewno Evo nie są w żadnej mierze następcami 681 i tak na nie patrząc można odkryć ich zalety 🙂 bo je niewątpliwie mają. IMHO – warto mieć obie pary 681 i evo, when Man is on budget. I hulaj dusza 😉

        Polubienie

        1. z tym mk2 to chodzi o drugą rewizję EVO, czy o to, że to jest druga wersja HD681? 😛 W każdym bądź razie zgadzam się 2 różne kierunki, odnośnie brzmienia. Natomiast w prezentacji została taka nutka wspólnych cech. 🙂

          Polubienie

          1. Czyli mówisz wspólne geny jednak? 😉 evo mk2, z padami welurowymi także, dobrze kojarzę? Łeb w łeb spotkanie bedzie raz jeszcze dokładne, recenzenckie, bo na razie było tylko wstępne. Klon ma dwa gniazda słuchawkowe i te hd681 wygrzane, trzyletnie, przez żonę zadbane, w stanie idealnym, 1000 godzin na licZniku, sztuczna skóra padów prawie juz znaturalniala, ale sztywna jest mocno, w każdym razie przez ten proces i bas się chyba poprawił, te hd681 to jest killer nad killery, będę szczery. Na osobny recenzencki artykuł to zasługuje, który popełnię kiedyś, bo na samą myśl dostaję palpitacji. Chcę zestawić dokładnie i uważnie te gradowygrzane stockowe 681 z cała moja kolekcją drogich zawodników. Na razie tego nie robiłem, bo się boję 😀 😉 ale przelotne odsłuchy – z klona i ifi Ican nano, jednak z klonem i iPadem/iPodem 681 łapią taką synergię, że słów mi brak 🙂

            Polubienie

            1. Jak dla mnie HD681 też były genialne, ale ta genialność przy dobrej synergii się objawia inaczej sprawiają wrażenie jakby mama ich nie karmiła. W Evo próbowali to nadrobić, ale w sumie, tylko je schrzanili. 😛

              Wyczekuję z niecierpliwością testu chętnie się przekonam, czy mnie pamięć jeszcze nie zwodzi. :).

              Polubienie

              1. I tak być może jak piszesz, dokładnie, ale może być i prawdą twierdzenie, że Evo tor o odwrotnych własnościach, co synergiczny dla 681 dobrze się przysłuży 🙂 posprawdzamy rożne kombinacje 🙂

                Polubienie

      2. D7100 też nie sprzedje głównie z wezględu jak one grają, spadek ceny jest czasem otrzeźwieniem gdy nachodzi myśli a może by tak jednak nowe, od zakusów kupna nowego, często nie odkrytego lub w mom przypaku niszowego! Ja też żałuję jednej sprzedaży, V-moda M80, dla mnie to oromna strata, słuchawki małe, nawet za małe na moje uchole ale dźwięk ogromny i bardzo dobry, wiem że masz na sprzedaż jedną parę ale w planach dla córki są inne słuchawki, jak mi nie wyjdą to się zgłoszę :)….odkrywanie nowej muzyki jest o wiel lepsze i napewno bardziej przyjemne a napewno wiele tańsze

        Polubienie

        1. Nie wiem jak się zgrywają D7100 z X5, ale wczoraj po dłuższej przerwie podłączyłem D600 do fiio i pojawił się banan na twarzy. Dla mnie to chyba najsensowniejsze zakupy jakie dokonałem. Tak sobie myślałem czy by nie spróbować sobie DX90 ale X5tka gra mi po prostu tak dobrze, że nie mam zamiaru jej na razie na nic zamieniać, a na testy DX90 przyjdzie jeszcze czas 🙂 Prawdopodobnie też by mi się spodobał, ale nauczony doświadczeniem wiem, że lepiej jest mieć dźwięk niezwykły niż doskonały. 🙂 Myślę tylko by do kompletu dorzucić jakieś jaśniejsze otwarte słuchawki i jak to mówią na head-fi I’m sold! 😀 Tobie też gratuluje zestawiku ^ ^

          Co do M80 to idą na lutowanie do Perula i po rozmowie z Tobą między innymi, stwierdziłem, że nie będę je sprzedawał, bo zwyczajnie się nie opłaca. Lepszych w tej cenie już mieć nie będę. A co do sprzedaży, to miałem zamiar je sprzedać tylko z jednego powodu – komfort. Dźwiękowo tak jak mówisz są bardzo dobre.

          Polubienie

  3. D7100 są jasniejsze niż D600 i to mi bardzo pasuje, dla mnie to jest własnie ta para jest idealna, DX90 mnie kusił bardzo ale wycofałem się z powodu oprogramowanie które ponoć dosyć mocno potrafi zmienić dzwięk tego grajka i jest mocno niestabline dlatego uciekłem od HM601, po za tym masz w DX-ie jeden slot na karty, wprost mówić X5 jawi mi sie jako bardziej uniwersalne urzązenie z małą ilośćia bugów softa! M80 faktycznie są małe, pytanie czy setki grają w takimsamym klimacie?

    Polubienie

Dodaj komentarz